Stało się. Dagmara Kaźmierska odeszła z "Tańca z gwiazdami". Iwona Pavlović w euforii wyprostowała grzywkę, Rafał Maserak przybił sobie piątkę, a pozostali uczestnicy show wyszli przed studio Polsatu zatańczyć Dagmarze pożegnalnego flash moba. Tak to przynajmniej powinno wyglądać według naszej chorej wyobraźni, a rzeczywistość, jak zwykle, okazała się dużo mniej ekscytująca. Producenci programu nie zdawali chyba sobie sprawy, że w pogoni za oglądalnością i smsami wyhodują na swojej piersi potwora i sami zapędzą się w ślepy zaułek. W zaułek, w którym Kaźmierska nie potrafiła nawet przejść pół metra do rytmu, otrzymując rekordowo niskie noty od jurorów i rekordowo wysokie od widzów.
Kiedyś fatalnie tańczące celebrytki miały w "TzG" kilka możliwych scenariuszy: odpadnięcie z programu w pierwszym odcinku, bycie klaunem do maksymalnie trzeciego lub przemiana w tanecznego łabędzia i bycie żywym dowodem na to, że jak się chce, to można. Dagmara, dzięki ogromnej popularności w sieci, spłatała wszystkim figla i istniała realna szansa, a Pavlović powiedziałaby nawet zagrożenie, że kulejąca gwiazdka trafi do półfinału lub, nie daj boże, finałowej trójki. A do tego nie można było dopuścić, bo - jak powiedziało mi kiedyś samozwańcze sumienie polskiego show-biznesu - "istnieje jakaś granica jaj".
Jeszcze kilka dni temu Kaźmierska zapewniała rozżalonych uczestników show i internautów, że wbrew ich sugestiom, nie może dobrowolnie odejść z programu, bo obowiązuje ją umowa, która przewiduje taką sytuację tylko, gdy istnieją ku temu ważne przesłanki. Dziwnym zbiegiem okoliczności, gdy frustracja z przedłużającego się pobytu Dagmary w "TzG" sięgała zenitu, owa ważna przesłanka nagle się znalazła - oficjalny powód jej rezygnacji to kontuzja żebra. W kuluarach zawrzało, a zakulisowe plotki tylko podgrzewają atmosferę. Nie brakuje bowiem głosów, że kontuzja to tylko zasłona dymna, a rezygnacja Kaźmierskiej to efekt długich dyskusji osób z produkcji zastanawiających się, jak rozwiązać problem, który… same stworzyły.
Można powiedzieć, że Polsat angażem Kaźmierskiej strzelił jednocześnie w dziesiątkę i przestrzelił. Czy będzie to miało negatywny wpływ na oglądalność "TzG" na ostatniej prostej? Prawdopodobnie nie, a Polsat i tak ugrał już na Dagmarze to, co było do ugrania.
Równie gorąco zrobiło się wokół Natalii Siwiec, a wszystko za sprawą zdjęcia z córką, które modelka opublikowała w sieci. Widzimy na nim prężącą się celebrytkę w skąpym odzieniu, szumnie nazywanym stanikiem. Zdjęcie jakich wiele na profilu Natalii, ale obecność jej pociechy w takim anturażu mocno podzieliła internautów. Zdaniem wielu komentujących, córka Siwiec nie powinna oglądać matki w takim wydaniu, na co podobno wskazuje nawet kwaśna mina dziewczynki na zdjęciu. Celebrytka nie czekała długo z odpowiedzią i wyjaśniła, że uczy córki zdrowego podejścia do negliżu i odejścia od stereotypu, w którym wyeksponowane kobiece piersi muszą być koniecznie seksualizowane w każdej sytuacji, niezależnie od intencji kobiety, a ciało nie jest powodem, ani obiektem wstydu.
I teraz tak: trudno się nie zgodzić z Natalią. Trudno jednak też nie patrzeć na nią przez seksualne okulary, bo taki właśnie rozerotyzowany wizerunek serwuje nam już od ponad dekady. Natalia Siwiec jako czuła, świadoma matka i żona oraz uwodzicielska kocica to koncept dla wielu nie do przełknięcia - chcemy widzieć ją w jednej, określonej odsłonie. Tej drugiej rzecz jasna. Matki nie mogą być seksowne - w momencie pojawienia się w ich życiu dziecka to rola matki staje się nadrzędna, a ta kochanki powinna zostać albo głęboko zakopana, albo przynajmniej przemilczana. Kto by pomyślał, że 12 lat po tym jak wypatrzono ją na stadionie, Natalia będzie nadal rzucać nam takie wyzwania i prowokować do dyskusji?! I zupełnie poważnie: rozmawiajmy.
Porozmawiać powinni też w końcu w cztery oczy Dawid Woliński i Michał Piróg. Projektant pojawił się ostatnio w audycji Kuby Wojewódzkiego, a ten oczywiście nie omieszkał wypytać go o tancerza, którego szczerze i od lat nienawidzi za homoseksualne insynuacje pod jego adresem. A jak chłopy się zbiorą do plotkowania, to gorzej jak przekupy na targu - dużo pretensji i żalu, mało konkretów. A w zasadzie tylko jeden: Piróg ich zdaniem to nietolerancyjny cham. Pudelek poprosił Michała o skomentowanie tej mało pochlebnej laurki, ale w odpowiedzi otrzymaliśmy cytat trudniejszy do rozszyfrowania niż starożytne hieroglify.
ZOBACZ: TYLKO NA PUDELKU: Michał Piróg enigmatycznie odpowiada Dawidowi Wolińskiemu. Rozumiecie coś z tego?
Panowie, czas załatwić sprawę po męsku. Proponujemy walkę w klatce podczas najbliższej Parady Równości. Zapewnimy różowe ręczniki i puder kryjący ewentualne siniaki. Żeby nie było, nie zachęcamy do przemocy - niech to będzie walka słowna. Wyrzućcie z siebie wszystkie wzajemne żale, a my z przyjemnością posłuchamy.