Koronawirus od ponad miesiąca szaleje po świecie i nic nie zapowiada, aby pandemia miała szybko się zakończyć. Premier Mateusz Morawiecki przewiduje, że szczyt zachorowań przypadnie na przełom maja i czerwca.
W związku z epidemią, w Polsce wprowadzono surowe ograniczenia. Co ciekawe, zrobiono to jedynie na mocy ustawy, a nie - tak, jak być powinno - na mocy wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Aktualnie za wyjście z domu "bez ważnego powodu" policjanci wlepiają wysokie mandaty. Kary mogą spodziewać się nawet osoby, które udały się do lasu lub na myjnię samochodową.
O ile tego rodzaju rygor wobec obywateli, którzy nie zostali uznani za potencjalnie zakażonych, budzi kontrowersje, o tyle wobec osób, które powinny przebywać na kwarantannie, jest niewątpliwie konieczny. Obowiązkowa kwarantanna jest stosowana wobec tych, którzy mieli kontakt z osobą zakażoną lub wrócili z zagranicy. Ponieważ wirus ma długi okres inkubacji, przymusowe zamknięcie w domu trwa 14 dni. W tym czasie policja sprawdza, czy poddane kwarantannie osoby wywiązują się z obowiązku i faktycznie nie wychodzą.
Większość osób stosuje się do poleceń, jednak są i tacy, którzy mają w nosie to, że mogą zarażać innych i beztrosko opuszczają miejsce kwarantanny. Jak informuje Fakt, jednym z takich "zbiegów" jest Daniel Martyniuk, dobrze znany już policji i mediom ze swoich poprzednich wyskoków. Mężczyzna został m.in. skazany za jazdę po pijanemu, a także usłyszał zarzuty za posiadanie narkotyków. Na początku zeszłego roku głośno było o awanturze, którą urządził w sylwestra, gdy nie chciał wpuścić do domu swojej ciężarnej żony.
Przypomnijmy: Syn "gwiazdora disco polo" trafił do aresztu po awanturze z żoną! "Daniel M. miał przy sobie narkotyki"
Nie dziwi więc specjalnie, że i tym razem Daniel postanowił zakpić sobie z prawa. Syn gwiazdora disco polo przebywał w ostatnim czasie w Holandii i Niemczech. Po powrocie został objęty obowiązkową kwarantanną domową, jednak - jak informowali jego sąsiedzi - w tym czasie "ciągle gdzieś jeździł". Potwierdzają to policjanci, którzy przyjechali do młodego Martyniuka na kontrolę.
Kiedy do niego zadzwonili, usłyszeli, że nie może rozmawiać, bo bierze prysznic i oddzwoni za 15 minut - mówi w rozmowie z tabloidem nadkomisarz Tomasz Krupa z podlaskiej policji.
Funkcjonariusze czekali pod drzwiami. W pewnym momencie na klatce pojawił się zdyszany Martyniuk, tłumacząc, że pojechał odwiedzić rodziców.
W sposób lekceważący wypowiadał się też o zasadach kwarantanny - dodaje nadkomisarz.
Daniel miał ponoć powiedzieć, że "ma gdzieś kwarantannę". Nie przyjął też mandatu, który może wynosić od 500 do aż 30 tysięcy złotych. Policjanci skierowali do sądu wniosek o ukaranie mężczyzny.
Jak mówił w poniedziałek w Kropce nad i mecenas Roman Giertych, sądy będą raczej bezlitosne wobec osób, które nie stosują się do obowiązku kwarantanny. Można więc spodziewać się, że do bogatej kartoteki Daniela Martyniuka dojdzie kolejny wpis.
Warto dodać, że jeśli Daniel jest objęty kwarantanną i się do niej nie stosuje, może potencjalnie zarażać koronawirusem. Miejmy nadzieję, że do tego nie doszło...