Nie milkną echa noworocznej burdy, którą urządził Daniel Martyniuk w hotelu Belvedere. Z dotychczasowych doniesień wynika, że syn Zenka pod wpływem alkoholu kłócił się z żoną, a nawet ją wyzywał. Świadkowie twierdzą, jakoby mężczyzna zaczepiał obce osoby. Początkowo interweniowała ochrona budynku, ostatecznie mąż Faustyny został aresztowany. Jak donosiła 2 stycznia Plejada, młody Martyniuk opuścił już areszt.
Oprócz oświadczenia żony Daniela, która jest zbulwersowana szumem medialnym, reszta rodziny do niedawna milczała. Redaktorom serwisu Jastrząb Post udało się jednak skontaktować z Zenkiem Martyniukiem. Muzyk udzielił krótkiej, aczkolwiek wymownej odpowiedzi i zaznaczył, że nie odpowiada za poczynania syna.
Ja się nie nazywam Daniel, ja się nazywam Zenon Martyniuk, a on odpowiada za siebie. Ja tego nie chciałbym komentować - powiedział krótko.
Warto podreślić, że gdy król disco polo odebrał telefon od Pudelka w tej sprawie, rzucił słuchawką.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak rodzina Martyniuków zareagowała na burdę Daniela w Zakopanem
Udało nam się natomiast skontaktować ze sprawcą całego zamieszania. Nie był zainteresowany dłuższą rozmową:
Cześć, ja nie mam żadnego komentarza. Do widzenia - powiedział w rozmowie z reporterką Pudelka.
Jednak najbardziej wymowna odpowiedź pochodzi od Danusi Martyniuk. Żona Zenka, która jako jedyna z całej trójcy nie pojechała do Zakopanego, usłyszawszy w słuchawce, że dzwoni do niej Pudelek, szybko się rozłączyła.
Myślicie, że Daniel ma przechlapane u ojca?