Dariusz Michalczewski to jeden z najbardziej utytułowanych polskich sportowców, a według rankingu BoxRec największy polski zawodnik wszech czasów. U szczytu kariery Michalczewski stał się marką samą w sobie i to na arenie międzynarodowej. Liczne sukcesy owocowały oczywiście dużymi pieniędzmi. Obecnie "'Tiger" nie musi martwić się o emeryturę. Ba, żyje niemalże po królewsku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak zarabia(ł) Dariusz Michalczewski
Michalczewski nigdy nie ukrywał, że jest zamożnym człowiekiem. Swego czasu zasłynął wypowiedzią o tym, jak to jego małżonka kupowała w Rembertowie futra z lisa o wartości trzech małych Fiatów. Bywa, że wielkie pieniądze kończą się wielkim bankructwem. Pięściarz zadbał jednak o to, aby w jego przypadku było inaczej.
Szybko zaczął inwestować w nieruchomości. Ponoć obecnie ma ich aż kilkadziesiąt. Istotnym źródłem przychodów jest też dla niego własna marka.
Zgłosiłem, zarejestrowałem markę Tiger do napojów energetycznych. Wcześniej miałem Tiger Pub, jako jeden z pierwszych pubów w Gdańsku, miałem sieć siłowni TigerGym. Markę zarejestrowałem w 1998 czy 1999 roku i w 2003 r. weszliśmy na rynek - wspominał w "Przygodach Przedsiębiorców".
W tym samym wywiadzie podkreślił, że inwestowanie w nieruchomości zawsze było dla niego przyjemniejsze i mniej stresujące. Przy wyborze domów oraz mieszkań - głównie w Polsce i Niemczech - kieruje się tym, aby były w lokalizacji premium. Dzięki temu może potem odsprzedać je za wyższe kwoty.
Jak przyznał w programie "Biznes Misja", na samym tylko boksie zarobił... około 50 milionów euro, czyli ponad 200 mln zł. Najwięcej dostał za ostatnią walkę w karierze z Fabricem Tiozzo. Wówczas na jego konto wpłynęło 5 mln euro.
Na co wydaje pieniądze Dariusz Michalczewski?
Kosmiczne zarobki wielokrotnie były tematem rozmów z Dariuszem Michalczewskim. Media interesuje, chociażby to, na co Tiger wydaje zarobione miliony. Jak się okazuje, były pięściarz ma dojść jasne priorytety. I na pewno nie są to drogie auta.
Nie mam zegarków, nie jeżdżę drogimi samochodami, jeżdżę elektrycznym mercedesem, ale nie zwracam na to uwagi, biorę, co jest, pierwszy lepszy, nie konfiguruję - wymieniał w internetowym talk-show "Duży w Maluchu".
Michalczewski nie szczędzi za to na podróże czy imprezy. Whisky co prawda pił zawsze "najtańsze, bo się nie znał", ale za 10-dniowy urlop płaci nawet 250 tys. zł. Z kolei na dobry obiad dla czteroosobowej rodziny jest w stanie przeznaczyć około 1,5 tys. zł.
"Tiger" często przypomina, że zawdzięcza dzisiejszy dobrostan nie tylko ciężkiej pracy, ale też dobrym doradcom i temu, że o emeryturze zaczął myśleć jeszcze kilka lat przed zakończeniem kariery. Jak widać, było warto.