Dawid Ogrodnik należy do grona tych aktorów, którzy budują karierę wymagającymi rolami, a nie "bywaniem" czy pozowaniem na imprezach pokroju promocji butów. Rok temu i on zmagał się z oskarżeniami w trudnej sprawie mobbingu na polskich uczelniach teatralnych. Mówił wtedy, że źle zrozumiał emocje studenta, którego zapowiedział przeprosić: Dawid Ogrodnik odpowiada studentowi, który oskarżył go o stosowanie PRZEMOCY: "Myślałem, że moje intencje SĄ ZROZUMIAŁE"
Być może wątek pracy w szkole teatralnej zostanie poruszony w książce "Koniec gry", którą Ogrodnik postanowił wydać na początku nadchodzącego października. To wywiad-rzeka, w którym 36-latek opowiada między innymi o swoim podejściu do wiary, Kościoła, a także dzieli się bolesnym wspomnieniem - Ogrodnik opisuje, jak był molestowany przez księdza.
Dawid Ogrodnik od dzieciństwa był wychowywany w religijnym duchu, potem został ministrantem i nawiązał wiele bliskich znajomości wśród duchownych. Grał też w zespole Czerwone Światło dla Halucynacji, którego menadżerem był ksiądz Arkadiusz R. To właśnie on zachował się wobec Ogrodnika nieodpowiednio.
Nie miałem większych oporów [spać z księdzem w jednym łóżku - przyp. red.] – ufałem mu i w dużej mierze mi imponował. Znałem go już ponad rok. Nic w jego zachowaniu nie budziło we mnie najdrobniejszych wątpliwości. Może co najwyżej fakt, że drukował w niedzielę rano kazanie z internetu i szedł odprawiać mszę. Poza tym załatwiał nam koncerty po całej Polsce i płacił pieniądze. Organizował nagranie i wydanie płyty. Widziałem jego starania i zapał, by robić więcej, niż się od niego oczekiwało - opisuje Ogrodnik w książce, której fragmenty cytuje Onet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ksiądz Arkadiusz przekroczył granicę w nocy:
Położyłem się zatem spać i próbowałem zasnąć. Po chwili czuję na swoim biodrze jego rękę. Jestem zdziwiony, ale zakładam, że zrobił to przypadkowo, odruchowo przez sen pewnie. To było krępujące, jednak nie dopuszczałem myśli, że robi to umyślnie. Zrzuciłem jego rękę... Niestety po chwili wróciła w okolice narządów płciowych - wspomina 36-latek. Zmroziło mnie. Kompletny paraliż. Nie byłem w stanie oddychać, a czas stanął w miejscu. Olbrzymi strach i lęk. Serce zaczęło mi bić w tempie allegro vivace. Zimny pot wystąpił mi na czoło. Nagle impuls. Niczym błyskawica odwróciłem się. Leżał spokojnie i patrzył mi prosto w oczy. Trwało to kilka sekund, po czym odwrócił się na drugi bok i poszedł spać. (...)
Wątek molestowania Dawid Ogrodnik poruszył także w podcaście "Wojewódzki&Kędzierski", w którym opowiedział dokładniej, jak wtedy zareagował:
Skamieniałem. Pamiętam tylko szybkie bicie serca i pot na czole. Pamiętam ten zapach. Strukturę ściany. Przerwę między łóżkiem. Zapach kołdry. Wszystko zostało w pamięci. Marzyłem wtedy, żeby zniknąć - to pamiętasz pierwsze. A drugie - chciałem zmontować się w tę ścianę - opisał.
Damian Jankowski, współautor książki-wywiadu rzeki, zapytał Ogrodnika o to, jak dalej potoczyła się jego relacja z księdzem. Aktor opisał jeszcze, że razem z kolegami odkryli u niego pornograficzne gadżety i czasopisma, a duchowny ich na tym przyłapał. Skwitował to jedynie słowami "No, ładnie" i wyjściem na papierosa. Dawid Ogrodnik stwierdził, że po tym nie utrzymywał już kontaktów z księdzem Arkadiuszem, a duchowny został przeniesiony na inną parafię. Po latach Watykan odsunął go od kapłaństwa, chociaż według kurii ksiądz jest nadal "urlopowany". Ma co prawda proces cywilny, ale Ogrodnik nie ma złudzeń co do tego, jak działają mechanizmy Kościoła. Ma wiele żalu do instytucji, chociaż twierdzi, że wciąż wierzy:
Odpowiadając już wprost na twoje pytanie, nic z tego, czego w Kościele doświadczyłem, nie zachwiało moją wiarą. Ona nie zależy od takiego czy innego księdza, jest moją osobistą relacją z Bogiem. Nie oznacza to, że nie widzę grzechów Kościoła. Tego, że jako instytucja stacza się po równi pochyłej - ocenia aktor. (...) Czemu Zełeński i Kliczko są dziś tak wiarygodni dla swoich rodaków, Ukraińców, i dla całego świata? Bo dzielą los narodu. Nie uciekają. Są wiarygodni, gdyż za ich słowami idą też czyny. A gdzie są księża? A gdzie byli podczas covidu? Tysiące ludzi umierały w samotności. Lekarze zakładali maski i ratowali życie, narażając własne, podczas gdy księża, bojąc się o własny tyłek, "głosili miłosierdzie". Otwierali kościoły, narażając innych na zakażenie. To jest to ich posłannictwo? Tak rozumieją swoje powołanie? To jest ich, jak twierdzą, "bycie dla innych"? Hipokryzja i utrata wiarygodności.
Rozumiecie takie podejście?