Dawid Ogrodnik popularność zyskał dzięki rolom w filmach "Jestem Bogiem", "Ida" czy "Cicha Noc". Za swoją brawurową grę aktorską został uhonorowany wieloma prestiżowymi nagrodami. Wielokrotnie podkreślał, że wybiera role ambitne i wymagające, co też widać na ekranie: Ogrodnik nie boi się fizycznie zmieniać do roli, mocno wcielając się w odgrywaną postać.
Unikający wywiadów i pozowania na ściankach aktor był gościem podczas Pol'and'Rock Festival, gdzie opowiedział o swojej najnowszej roli. Ogrodnik w filmie "Johnny" wcielił się w postać nieżyjącego księdza Jana Kaczkowskiego.
Czytaj także: Dawid Ogrodnik odpowiada studentowi, który oskarżył go o stosowanie PRZEMOCY: "Myślałem, że moje intencje SĄ ZROZUMIAŁE"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak zawsze Ogrodnik do powierzonej mu roli podszedł profesjonalnie. By jak najlepiej się do niej przygotować, rozpoczął pracę jako wolontariusz w hospicjum, gdzie towarzyszył ludziom w ostatnich dniach ich życia.
Chciałem doświadczyć śmierci, chciałem się do niej zbliżyć, w jakiś sposób oswoić, bo ona była dla mnie cholernie trudna. Chciałem z nią poobcować, być jej świadkiem i spróbować zrozumieć siebie albo zrozumieć bliskiego lub nabyć pewnych narzędzi, które pomogą mi odprowadzać moich bliskich i pomogą mi po ich odejściu. W dużej mierze to się udało - powiedział Ogrodnik na ASP podczas Pol'and'Rock Festival, a cytuje go Plejada.
Aktor przyznał, że praca w hospicjum dała mu wiele pod względem duchowym. Zrozumiał, że dla wielu liczy się przede wszystkim "prozaiczny" czas i to, że możemy zaoferować go drugiej osobie.
Nagle uświadomiłem sobie, że w moim wewnętrznym poczuciu po trzech godzinach czułem się bardzo spełnionym człowiekiem, jakbym zrobił coś ważnego. Przyrównałem to do wielu dni, w których ten czas tak naprawdę mija, a my go nie zauważamy - dodał.
Ogrodnik wyznał, że pracując w hospicjum "robił dość banalne rzeczy".
Ktoś chciał, żebym poszedł do sklepu, przyniósł napój, ktoś inny chciał pójść ze mną na fajkę, a jeszcze inna pani chciała, żebym jej poczytał książkę - powiedział.
To, co dostałem od Jana, to poczucie czasu, jego ważności. To, że wszyscy mamy coś, czego nie da się kupić i zastąpić niczym. To jest ten czas, który poświęcamy innym. To jest coś, co mamy najcenniejszego i czym możemy się dzielić - dodał.
Sam chciał poznać własną duchowość i poszukiwał kontaktu z Bogiem poprzez różne religie, w tym katolicyzm i islam.
Na samym końcu okazało się, że istotny jest człowiek i doszedłem do siebie samego - podsumował.
Ksiądz Jan Kaczkowski zmarł w 2016 roku. Lekarze zdiagnozowali u niego glejaka. Sam prowadził hospicjum w Pucku. Historia jego życia posłużyła za scenariusz do filmu "Johny". Obraz trafi na ekrany kin 23 września. Podczas 47. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni będzie walczył o Złote Lwy.