Deynn i Majewski nigdy nie ukrywali, że ich związek należy do tych bardziej burzliwych. Influencerka sama mówiła z wypiekami na twarzy, że "kłócą się z Danielem średnio 100 razy dziennie, ale godzą się minimum 200", przyznając, że istotnym spoiwem ich relacji jest "ogień w łóżku". Mimo to ostatni kryzys, który wkradł się ukradkiem do ich małżeństwa, nieomal doprowadził do rozwodu.
Przełom nastąpił pod koniec roku. To wtedy Majewski przyjął zaproszenie od żony na rodzinną Wigilię (po której pokusił się jeszcze na ostatnie "pranie brudów" na swoim profilu). Zażegnanie kryzysu zwiastował powrót wydziaranego mięśniaka do ich podwarszawskiej posiadłości, gdzie Marita czekała na niego z ich dwoma pupilami. Zażegnanie konfliktu okazało się jednak znacznie trudniejsze, niż zakładali i niezbędna okazała się terapia małżeńska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Deynn zamieściła obszerny wpis o terapii małżeńskiej z Danielem
Po długich miesiącach grania z internautami w kotka i myszkę oraz podsycania plotek na swój temat Deynn postanowiła zamieścić w sieci wyczerpujący wpis, w którym opowiedziała o obecnych stosunkach z mężem. Celebrytka odpowiedziała na zarzuty, jakoby ich "rozstanie" było ustawką dla zasięgów, zauważając, że niemal wszystkie małżeństwa przechodzą czasem gorsze chwile (nawet przy tak udanym pożyciu).
Jesteśmy za długo ze sobą w sieci (ja 13/14 lat), aby robić coś dla rozgłosu i zasięgów - zaczęła. Mamy swoje firmy, które bardzo dobrze sobie radzą i nie potrzebują sztucznych szumów z naszego życia prywatnego. Nie uczestniczymy też w życiu show-biznesu, aby z rozgłosu mieć jakieś korzyści. Wszystkie głośne sprawy działają nam w tym przypadku na niekorzyść, więc nie rozumiem waszych przytyków... A nie, czekajcie, przecież takie mamy czasy, że drama-zasięg-walka/hajs/fejm, tylko to my, a reszt to.... reszta.
Jak każdy człowiek, jak każda para, jak może i większość małżeństw, mamy swoje mniejsze i większe problemy. Ciężko i chyba niemożliwe jest złączyć dwie osoby, które nie będą mieć gorszych dni, które nie będą się sprzeczać, kłócić czy, co gorsza, przez takie rzeczy zaczną się od siebie oddalać - dodała.
32-latka przyznała, że powodem cichych dni było tzw. "zużycie materiału" i nieumiejętność dogadania się, która z miesiąca na miesiąc tylko przybierała na sile.
Od 8 lat pokazujemy wam swoje życie, kiedyś więcej i bardziej, teraz trochę mniej, ale nadal zobaczycie, kiedy mamy super czas, kiedy wszystko się układa, kiedy nic więcej do szczęścia nam nie potrzeba, ale zobaczycie też upadki, gorszy czas, przybicie, kłótnie i jak było tym razem, prawie rozstanie i rozwód. Tak, wiem, że w Internecie u innych wszystko pokazywane jest przez różowe okulary, a jak się psuje związek, to się wymienia, a nie naprawia.
Przez dłuższy moment Deynn i Majewskiemu zdawało się, że rozwód i znalezienie pocieszenia w ramionach kolejnego partnera było jedynym rozwiązaniem.
Wymiana partnera to najprostsze, co można zrobić, kiedy związek się sypie - zauważyła. Poznajesz nową osobą, a podczas kłótni z partnerem każdy inny napotkany będzie lepszy niż ten "jeszcze twój", zaczynacie rozmawiać, zadurzasz się, oddajesz swoją uwagę nowemu, a o starym z czasem i kilkoma łzami się zapomni. Znane, prawda?
Ostatkiem sił zdecydowali się na terapię małżeńską, która okazała się dla nich błogosławieństwem. Nie oznacza to oczywiście, że wizyty u specjalisty i uzewnętrznianie się na kanapie ze wszystkich obaw i frustracji jest dla nich "bułką z masłem".
Naprawa związku, a tym bardziej na terapii małżeńskiej, to jest odwaga i dojrzałość - stwierdziła. Każdego dnia trzeba łapać się na malutkich rzeczach, aby relacji nie zepchnąć na złą stronę. Na terapii docierasz do najciemniejszych zakamarków swojej głowy, swojego ciała, swojej duszy. Rozdrapujesz stare rany i sypiesz na nie sól. Na początku jest okropnie ciężko, jest płacz, żal, od cholery złych emocji, ale z wizyty na wizytę widzisz, o co walczysz, widzisz efekty, nadal jest ciężko, ale światełko w tunelu jest coraz większe i bardziej razi w oczy. Mowa oczywiście o prawdziwej miłości, o którą w tych czasach ciężko, za którą każdy goni. Wiadomo, że czasami nie da się naprawić i najlepiej jest odejść.
Ostatnio złapałam się na powiedzeniu: "Kiedyś nie mieliśmy nic, ale mieliśmy siebie. Teraz mamy wszystko, ale nie mamy siebie". Ogromnie się cieszę, że zdecydowaliśmy się na pomoc od osoby, która, jak widać, bardziej zna się na zakamarkach miłości, bo ostatnie miesiące były na maxa złe, ciężkie i zostawiły po sobie ślad na naszej psychice i zdrowiu - dodała na koniec.
Myślicie, że uratują małżeństwo?