Jeszcze niedawno Jessica Mercedes mogła z przekonaniem powiedzieć, że powodzi jej się właściwie w każdej sferze życia. Nie dość, że jedna z najpopularniejszych blogerek w Polsce założyła dwie marki odzieżowe, które w krótkim czasie okazały się gigantycznym sukcesem, to jeszcze odnalazła szczęście w ramionach połowy duetu The Dumplings, Kuby Karasia. Idealny świat "Jemerced" został zburzony w zaledwie kilka dni, gdy światło dzienne ujrzała tak zwana "afera metkowa", w efekcie czego 26-latka została skazana na publiczny ostracyzm.
Po wybuchu skandalu celebrytka postanowiła na kilka dni zniknąć z mediów społecznościowych, ograniczając się do mało przekonujących "przeprosin" na Instagramie. Gdy poznanianka w końcu ustaliła ze swoim zespołem dalszy plan działania, "powróciła" do sieci, żeby ze zbolałą miną oświadczyć fanom, iż "bierze całą winę na siebie" i że "wszystko dzieje się po coś". W środę widocznie zmotywowana Jessica zdecydowała się ponownie przemówić do internautów, dziarskim tonem oświadczając im, że zamierza ukazać, jak powstają projekty Veclaim w łódzkiej szwalni.
Przed pokazaniem obserwującym procesu powstawania odzieży z metką jej autorskiej marki, Jess pozwoliła sobie na kolejny apel do fanów, w którym zasugerowała, że to tylko od nich zależy, czy Veclaim wypuści na rynek kolejne modele ubrań. Sposobem blogerki na zmiękczenie serc followersów było zwrócenie uwagi na fakt, iż z własnej kieszeni wspiera całe zastępy osób, które w dobie koronawirusa tym bardziej potrzebują zatrudnienia.
Mleko się rozlało, ja muszę zadbać o ludzi działających w Veclaim najpierw, nie o siebie - stwierdziła. Dajemy pracę szwalniom, krawcowym, konstruktorom, projektantom, firmom logistycznym itd. Firmy drukarskie, hafciarskie, wszyscy. Czy będą nowe dropy? Nie wiem, nie wiem, co dalej. Ale wiem, że muszę dokończyć i skontrolować to, co zleciłam dawno temu naszym podwykonawcom w całej Polsce, nie chcę im anulować tych zamówień i ich pracy, na którą się umówiliśmy. Nie wyobrażam sobie teraz przez moją aferę odwołać wszystko, co im zleciłam przed aferą, bo jest to praca, na którą się umówiłam.
W ramach ocieplania wizerunku celebrytka postanowiła udostępnić na InstaStory kilka wiadomości od stęsknionych fanek, które błagały idolkę, aby pokonała przeciwności losu i kontynuowała swoja przygodę z projektowaniem. Co ciekawe, jedna z "wyznawczyń" nieoczekiwanie zarzuciła blogerce, że w swoich relacjach zawiedzione klientki określa mianem "hejterek".
Ej ale to jest słabe, ktoś się na tobie zawiódł i już jest hejter? - zarzuciła celebrytce internautka. Czyli śmiało można zacząć Cię nazywać "oszust"? No jak to jest?
Hejter to ktoś, kto z fejk kont mnie wyzywa, obraża i grozi śmiercią - wytłumaczyła Kirschner. Każdy, kto się zawiódł ma do tego prawo. Krytyka jest super i jej nie usuwam i ją przyjmuję. Hejt nie jest super.
Wygląda na to, iż odpowiedź Jessiki zadowoliła podejrzliwą fankę, która zapewniła 26-latkę, że niebawem uda jej się odbić od dna.
Ok. Niektórzy mam wrażenie, że nadużywają stwierdzenie hejt, właśnie w przypadku szczerości, która może być niewygodna - odpisała. Jesteś pracowita i na pewno odzyskasz straconych klientów. A jak nie, to zdobędziesz nowych. Bądź silna!
Objęła dobrą strategię?