Od kilku tygodni wymęczeni niskimi temperaturami celebryci mimo pandemii korornawirusa masowo najeżdżają egzotyczne miejsca celem nie tylko uzupełnienia poziomu witaminy D, ale i uraczeniem ciekawszym "kontentem" swoich obserwatorów.
Choć większość znanych twarzy zdecydowała udać się na niezwykle popularny w ostatnim czasie Zanzibar, Blanka Lipińska postanowiła być nieco bardziej oryginalna i poleciała na Malediwy.
Zobacz: Blanka Lipińska w ekstazie po przylocie na Malediwy: "KOSMOS! Można sobie popatrzeć na rybki"
Od kilku dni autorka 365 dni raczy nas zatem relacjami z wyspiarskiego państwa na Oceanie Indyjskim. "Blania" zdążyła pokazać już między innymi ponoć przepyszne hotelowe jedzenie, luksusową toaletę z oczkiem wodnym oraz fotki z wykonanej przez tajemniczego towarzysza sesji zdjęciowej na plaży.
Sobotę wypoczywająca w raju "pisarka" rozpoczęła od snurkowania, czyli nurkowania bez akwalungu. Choć nie nie zrelacjonowała podwodnej przygody, postanowiła opowiedzieć o niej co nieco prosto z basenu.
Ten ślad na czole świadczy o tym, że snurkowałam. Widziałam rekina! Był ogromny i przerażający, więc szybko od niego uciekłam. Widziałam też płaszczkę. Od niej też szybko uciekałam - ekscytuje się Lipińska, po czym postanawia poruszyć temat wyciągania z wody zamieszkujących ją stworzeń:
Wychodzę z założenia, że człowiek jest kompletnym intruzem w oceanie, morzu i w ogóle w świecie zwierząt podwodnych. Nie należy ich dotykać, wyciągać z wody. Tak jak niektórzy wyciągają rozgwiazdy, żeby zrobić im zdjęcie... Przemilczę - mówi z nutą wyższości Blanka, nawiązując najprawdopodobniej do incydentów z udziałem między innymi Julii Wieniawy czy Klaudii El Dursi i kontynuuje:
To nie jest nasz świat, nasz świat jest tutaj na powierzchni i my się nim cieszmy. I tak działamy destrukcyjnie na to, co na powierzchni, więc dajmy spokój chociaż temu, co pod wodą.
Myślicie, że Julka i Klaudia docenią story bardziej świadomej i doinformowanej w zakresie świata zwierząt koleżanki?