Ostatnie miesiące były dla Doroty Szelągowskiej wyjątkowo trudne. Nie dość, że dwa miesiące temu prezenterka wniosła pozew o rozwód, to jeszcze niedługo później wykryto u niej koronawirusa, który miał "dopaść" ją we własnym domu.
Na szczęście ekspertka od domowych metamorfoz już zdążyła wyzdrowieć i wrócić do pracy, gdzie znów działa na najwyższych obrotach. Ostatnio nazwisko 40-latki powróciło na afisze, gdy zaprezentowała fanom swoje przygotowania do występów przed kamerą i pokazała, jak krok po kroku zmienia się jej twarz wraz z kolejnymi warstwami makijażu.
Z pozoru niewinny post odbił się w sieci szerokim echem, a obserwujący Dorotę internauci w komentarzach wyraźnie docenili jej dystans. Dzień po opublikowaniu przebiegu swojej "metamorfozy", Szelągowska postanowiła odnieść się do burzy, którą wywołała w filmiku na Instagramie.
Nagrywam ten film, bo zostałam posądzona o odwagę i dystans do siebie, więc muszę to wszystko skomentować - powiedziała, prezentując pozbawione makijażu lico. Dodałam zdjęcie, na którym jestem przed i po makijażu. Umieściłam je po to, by pokazać jaką pracę wykonuje tak zwany "beauty team". To jest fajne, człowiek tak sobie siada i potem jest całkowicie piękny. I nagle to zdjęcie wywołało jakąś burzę. Nagle się okazało, że jestem odważna, mam do siebie dystans, że to jest fantastyczne. Ludzie, czy wy powariowaliście?
Dorota wyśmiała fakt, że tysiące fanów uznało jej post za "akt odwagi" i wymieniła, kto według niej bardziej zasługuje na pochwały. Zapewniła też, że wcale nie jest do siebie zdystansowana.
Naprawdę uważacie, że umieszczenie zdjęcia bez makijażu ma jakikolwiek związek z odwagą? Ja naprawdę nie wykazałam się odwagą. Znam wielu odważnych ludzi, słyszymy o nich na co dzień. Medycy chociażby. Biorąc pod uwagę warunki, z którymi się mierzą w pracy. Albo ludzie wychodzący na protest na Białorusi, albo dziewczyny, które biorą udział w Strajku Kobiet. To jest odwaga. Nie nadużywajmy tego słowa. Jeżeli chodzi o dystans do siebie, to w ogóle go nie mam. Mam dystans do wad i przywar, natomiast jeżeli chodzi o siebie, to absolutnie go nie mam.
Na koniec celebrytka zapewniła, że niczym nie różni się od "zwykłych śmiertelników", wyjawiając, że ma w domu... straszny bałagan.
Dzisiaj przeczytałam w komentarzach, że to może przez to jak wyglądam mężowie ode mnie odchodzą. Spłynęło to po mnie, bo lubię siebie. Mam 40 lat, ruszam wszystkimi mięśniami twarzy, nic sobie nie wstrzyknęłam. Ludzie, którzy pracują w telewizji, to normalni ludzie. Wiecie, jaki mam teraz burdel w domu?
Ma rację?