W 2013 roku, po jedenastu latach nieformalnego związku, Dorota Szelągowska poślubiła znanego dyrygenta Adama Sztabę. Niestety, w przypadku tej dwójki małżeństwo nie okazało się dobrym pomysłem, bowiem dwa lata później byli już rozwiedzeni. Niecały rok temu głośno było na temat ich decyzji o unieważnieniu małżeństwa w świetle prawa kościelnego. Dopełnienie formalności było konieczne, aby Sztaba mógł wziąć ślub ze swoją nową partnerką, Agnieszką Dranikowską.
W przeciwieństwie do eksmałżonka Dorota Szelągowska nie czuje już przywiązania do katolicyzmu. W czasie gdy Sztaba niczym lew bronił Kościoła i rozprawiał o tym, jak w Ziemi Świętej można "wymodlić potomka", Dorota jasno określiła swój stosunek do wiary katolickiej. Projektantka wnętrz bez ogródek wyznała, że nie zgadza się z wieloma założeniami tego wyznania. "Mówienie - ja jestem katolikiem, ale nie chodzę do kościoła, jestem za in vitro i popieram społeczność LGBT, jest czystą hipokryzją" - grzmiała w instagramowym wpisie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dorota Szelągowska ponownie otwiera się na temat odejścia od wiary katolickiej
Dosadne słowa Szelągowskiej odbiły się szerokim echem w mediach. Gwiazda TVN postanowiła powrócić do gorącego tematu w swoim najnowszym felietonie dla "Wysokich obcasów", aby rozwiać wątpliwości co do jej relacji z katolicyzmem. Dorota w obszernym tekście wytłumaczyła, co skłoniło ją do odejścia z Kościoła i drastycznie zmieniło jej postawę wobec niego.
Pewnie jesteście ciekawi – skoro wiara była dla mnie tak ważna – co takiego się wydarzyło, że bycie członkiem Kościoła zaczęło mnie uwierać. To nie był jakiś nagły przebłysk, tylko proces. Dosyć długi. Katolicyzm jest nam tak wpojony, że na samą myśl, że można z niego zrezygnować, czujemy, jak piekielne języki pieszczą nasze pięty. Poczucie winy to broń ciężkiego kalibru. W końcu jednak stwierdziłam, że wolę nie być katoliczką, niż być hipokrytką - rozpoczęła.
Dorota Szelągowska gorzko o kulisach rozwodu kościelnego. "Czułam niesmak"
Okazuje się, że spory wpływ na obecny stosunek Szelągowskiej do katolicyzmu miało wspomniane wcześniej unieważnienie małżeństwa ze Sztabą.
Najbardziej to czułam podczas rozwodu kościelnego, który nie jest ani rozwodem, ani unieważnieniem małżeństwa, tylko stwierdzeniem jego nieważności. Tak, jakby nigdy nie zostało zawarte, bo zaistniały przesłanki, które to uniemożliwiają. Cały proces trwał dwa lata, nikt nikomu nie dał łapówki, księża ślęczeli nad aktami dotyczącymi intymnych szczegółów naszego życia, przesłuchiwano świadków, a kościelni prawnicy dostali niezłe wynagrodzenie. A ja czułam niesmak. Taki porządny. I miałam poczucie, że nijak to się ma do tego, co wiedziałam o wierze i sakramentach. No a potem okazało się, że jesteś jednak wykluczony, jeśli nie zamierzasz brać kolejnego ślubu i nie zamierzasz też żyć w czystości. I w ogóle co znaczy "czystość"? - zastanawiała się Szelągowska.
Słynna dekoratorka wnętrz przyznała, że jej odpowiedzi na kolejne nasuwające się pytania były zupełnie odmienne od odpowiedzi Kościoła. Wyraziła również swoją opinię na temat tzw. "wierzących niepraktykujących" i jasno określiła, które jej poglądy i przekonania są sprzeczne z doktrynami katolicyzmu.
Potem pytania już poszły lawinowo i zdałam sobie sprawę, że moje odpowiedzi i odpowiedzi Kościoła są na dwóch biegunach. Wiem, że niektórzy w tych momentach przymykają na to oko i po prostu żyją dalej albo podejmują dyskusję, stają się "wierzącymi niepraktykującymi", ale to jest dla mnie właśnie hipokryzja. Nie ma czegoś takiego. Bycie katolikiem opiera się na praktykowaniu w tym, a nie w innym nurcie. Więc oto jestem. Popierająca in vitro, dostęp do antykoncepcji, wiedzy, opowiadająca się za legalizacją związków jednopłciowych. W imię równości wobec prawa. I szacunku. Niekatoliczka. Wierząca. Na razie nieprzynależąca - podsumowała.