Dorota Szelągowska jako córka znanej pisarki od początku miała poniekąd utorowaną drogę, jeżeli chodzić o pracę w mediach. W efekcie dziś jedyną pociechę Katarzyny Grocholi większość kojarzy w związku z prowadzeniem programów o tematyce wnętrzarskiej.
W wolnych od rozmyślania nad kolejnym aranżacjami chwilach Dorota lubi wracać wspomnieniami do niełatwego dzieciństwa. Jakiś czas temu otworzyła się na temat ojczyma pedofila, ubolewając między innymi, że jako mała dziewczynka nie dostała "tyle wsparcia, ile powinna".
Szelągowska nie ukrywa też, że w jej rodzinnym domu nigdy się nie przelewało. Ostatnio znów wróciła wspomnieniami do czasów, gdy jej rodzina mierzyła się z problemami finansowymi. Podkreśliła jednak, że skromne dzieciństwo wiele ją nauczyło:
Jedną z najważniejszych kobiet, które mnie ukształtowały, to moja babcia Lidka. Była niezwykle inteligentna, oczytana i kreatywna. To ona nauczyła mnie, że można wieść wspaniałe życie bez ogromu pieniędzy - mówiła w ostatnim wywiadzie 40-latka.
Okazuje się, że nieciekawa sytuacja finansowa odbijała się także na tym, co przed laty lądowało na talerzu małej Doroty.
Dopiero jako dorosła osoba zdałam sobie sprawę, że kuchnia babci była... biedna. Moim największym skarbem są przepisy, które mi podarowała. A trochę ich było, bo babcia miała swoją rubrykę w "Poradniku Domowym" i uczyła Polki, jak gotować - wspomina w rozmowie z Faktem córka Grocholi, po czym wyznaje:
Jako mała dziewczynka nie wiedziałam nawet, że istnieje coś takiego jak gołąbki z mięsem. Były z ryżem i grzybami, bo mięso było drogie. [...].
Myślicie, że teraz Szelągowska "odbija" sobie czasy wegetariańskich gołąbków, wypełniając kapustę mięsem po same brzegi?