Anna Lewandowska wielokrotnie przekonała się na własnej skórze o blaskach i cieniach sławy. Za poważny mankament jej gigantycznej popularności w sieci uznać trzeba regularne ataki hejterów, z którymi 35-latka chcąc nie chcąc musi mierzyć się na porządku dziennym.
O swoich trudnych doświadczeniach z antyfanami i ich nieustającymi atakami w mediach społecznościowych "Lewa" opowiedziała na łamach książki "Moja walka z depresją" autorstwa zasłużonej wioślarki Agnieszki Kobus-Zawojskiej. Ann poruszyła w rozmowie temat pieniędzy i sprowadzania jej sukcesu do małżeństwa z Robertem. Według trenerki fitness, zakładanie, że wszystko zawdzięcza popularności męża, jest krzywdzące.
Poddaje się mnie pod ocenę i ironizuje, że mam pieniądze, bo jesteśmy razem, a nie przez własną pracowitość - tłumaczyła celebrytka. Uważam, że owszem, gdybyśmy nie byli parą, nie byłabym tak rozpoznawalna. Jednak dalej byłabym ambitną, pracowitą i zmotywowaną kobietą. Taka po prostu jestem. Unikam skandali, jestem otwartą osobą, która zawsze stara się pomóc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lewandowska zaznaczyła, że "nikt kto nie był w jej skórze, nie wie, z czym się boryka i jak musi uważać na każdym kroku". 35-latka dodała, że bycie żoną jednego z najpopularniejszych piłkarzy na świecie jest dumą, lecz jednocześnie ogromną odpowiedzialnością.
Miewałam wiele nieprzespanych nocy. Nigdy nie zrobiłam nikomu krzywdy, a bywałam hejtowana, jak najgorszy przestępca. Robert bardzo przeżywa, gdy mnie coś trapi. Staram się dlatego nie obarczać go swoimi problemami, ale widzi, co się dzieje - przyznała.
Swoimi wynurzeniami ukochana Roberta raz jeszcze ściągnęła na siebie gromy i sprowokowała zmasowane ataki hejterów. W sieci momentalnie zaroiło się od komentarzy, w których internauci byli zgodni co do tego, że Ania z uporem maniaka zakłamuje rzeczywistość i nie chce spojrzeć prawdzie w oczy, że gdyby nie wpływy małżonka nie byłaby w tym samym miejscu, w którym teraz jest. Do dyskusji niespodziewanie włączyła się także Dorota Wellman.
Nie da się nie zauważyć, że nawet w przypadku prywatnych animozji rodzimi celebryci wolą raczej utrzymywać poprawne stosunki ze znajomymi z branży. Od czasu do czasu ci bardziej waleczni prominenci znajdują w sobie jednak odwagę, by wywołać kogoś do tablicy. Na taki krok zdecydowała się w czwartek Wellman, tym samym narażając się jednej z najbardziej wpływowych Polek. Gospodyni "Dzień Dobry TVN" odniosła się do słów Lewej w czwartkowym wydaniu śniadaniówki", w którym omówiono wywiad z promotorką zdrowia. Prowadząca program podsumowała:
Na pewno jej to nazwisko nie przeszkadza, też niech nie robi takiego cyrku, bo przecież wiadomo, że nazwisko jej sprzyja...
Myślicie, że po tych słowach Ania zagości jeszcze kiedyś u Doroty w "DDTVN"?