Pierwsza edycja "Mask Singer" powoli chyli się ku końcowi. Do tej pory z popularnego formatu odpadło ośmiu uczestników, a w zeszłym odcinku program opuścił Kot, w którego przebraniu czaił się Marcin Miller. Tożsamość uczestnika była dla detektywów sporym zaskoczeniem, a ich reakcja spotkała się z krytyką widzów.
Po tym, jak Marcin Miller ściągnął maskę, jurorzy mieli nietęgie miny. To nie spodobało się internautom, którzy wyraźnie oburzyli się na przytyki do tego, jaką muzykę wykonuje. Sam discopolowiec nie dał jednak po sobie poznać, że coś jest nie tak i po prostu podziękował za możliwość sprawdzenia się w słynnym formacie.
Zobacz też: Produkcja "Mask Singer" PRZYPADKOWO ujawniła tożsamość Słońca? Widzowie są już PEWNI, kto jest pod maską...
Okazuje się natomiast, że Miller dość szybko znalazł okazję, aby "zemścić" się nieco na "detektywach". Oczywiście nie dosłownie, jednak anegdota, którą podzielił się w komentarzu dla "Super Expressu", może zaskakiwać. Muzyk zdradził bowiem, że po zakończeniu programu Julia Kamińska rzuciła się do składania mu gratulacji, ale wyszło trochę niezręcznie, bo... nie wiedział, kto to.
Oglądam głównie programy informacyjne, więc nie wiem, kto z młodych aktorów jest na topie, nie śledzę skandali i rubryk towarzyskich. Kiedy na koniec programu podeszła do mnie Julia Kamińska, to nie do końca wiedziałem, kim ona jest - stwierdził wprost.
Żeby nie było, Marcin twierdzi, że bardzo mu z tego powodu głupio, a po fakcie dostał nawet reprymendę od żony, która jest wielką fanką "BrzydUli".
Trochę mi głupio, bo była bardzo miła, serdeczna i uśmiechnięta. Później dostałem małą reprymendę od żony, która uwielbia serial "BrzydUla" z Julią w roli głównej - skwitował.
Na szczęście Kamińska nie przejęła się lekką szpilą, którą wbił jej Marcin, bo obróciła potem sytuację w żart na swoim Instastories. Kazała mu też pozdrowić żonę, od czego discopolowiec teraz już się raczej nie wymiga...
Myślicie, że teraz już ją zapamięta?