Marcin Najman to prawdopodobnie jeden z tych byłych sportowców, których ścieżka kariery może budzić głębokie zdziwienie. Zdaniem wielu niegdysiejszy mistrz Europy federacji WKU w kickboxingu poświęcił ówczesne sukcesy dla wygodnego życia celebryty, co potwierdzają późniejsze szarpaniny na Fame MMA czy autorski talk show, do którego zapraszał "barwne" osobistości.
W ostatnich latach Marcin Najman coraz rzadziej kojarzył się opinii publicznej z sukcesami w dziedzinie sportu. Były wyzwoliciel konia Joli Rutowicz długo szukał dla siebie jakiegoś zajęcia i obecnie coraz częściej dzieli się ze światem swoimi poglądami politycznymi. Bywają one zresztą dość zaskakujące, a Najman dał się już poznać jako "ekspert" w takich dziedzinach jak aborcja czy wirusologia.
Najman nie kryje też głębokiego stosunku do wiary, o której bardzo często wspomina w mediach społecznościowych. Były sportowiec jest przeciwko zabiegom przerywania ciąży, dlatego raczej nie powinno dziwić, że trwające obecnie protesty kobiet nie mogą liczyć na jego poparcie. Wręcz przeciwnie - Najman postanowił przystąpić to tzw. "Straży Narodowej", której celem jest obrona kościołów przed, jak to określają jej przedstawiciele, "atakami lewactwa".
Były bokser bardzo szybko poczuł się pewnie w nowej roli i już mamy tego pierwsze efekty. We wtorek do Najmana dotarła bowiem informacja o rzekomych aktach agresji na Jasnej Górze, którą, zgodnie z jego słowami, przekazano "na TVN-ie, w jakichś informacjach". Niestety Najman "nie wie", gdzie i kiedy dokładnie padły takie słowa, jednak potraktował je na tyle poważnie, żeby natychmiast wskoczyć w samochód i ruszyć bronić Jasnej Góry przed "agresorami"...
Niestety szybko się rozczarował, bo gdy krewki były bokser dotarł na miejsce, okazało się, że... nikogo tam nie ma. Nikt nikogo nie atakował, kościoły nie wymagały ochrony przed "lewakami", dlatego Najman, najwyraźniej niezdolny do weryfikacji najprostszych informacji, prawdopodobnie poczuł się oszukany. Co więcej, były bokser postanowił udostępnić na Instagramie nagranie, w którym żali się, że prawdopodobnie była to "prowokacja".
Przed chwileczką na TVN-ie w jakichś informacjach, nie wiem, czy to było w głównych, czy to było już po głównych informacjach, podawano, że jacyś agresorzy atakują Jasną Górę. Z miejsca wsiadłem, przyjechałem spełnić obywatelski obowiązek i bronić kościoła, a to jest jedna wielka prowokacja! Ludzie, przecież tutaj nikogo nie ma - relacjonował wzburzony.
Co więcej, Najman nie ma pretensji do siebie o niemożność zweryfikowania tego, co gdzieś usłyszał, tylko do mediów, które oskarżył o "podsycanie nastrojów".
Nikt nie atakuje Jasnej Góry. Co wy pie*****cie za głupoty? Przecież Wy tylko podsycacie nastroje, nic więcej - ubolewał skompromitowany członek "Straży Narodowej".
Internauci, jak nietrudno się domyślić, podsumowali poczynania Marcina w swoim stylu.
"Jak Ty chłopie pojechałeś dzień po proteście, to co się dziwisz?", "Usłyszeli, że jedziesz i sp***dolili", "Marcin, podobno atakują kościoły na Antarktydzie, spełnij obywatelski obowiązek", "Panie Marcinie, to było ponad 300 lat temu" - drwili.
Trzymacie kciuki za dalsze sukcesy?