Hulająca po świecie pandemia koronawirusa odcisnęła swoje piętno na życiu niemal każdego z nas. Panoszący się po kraju patogen na kilka miesięcy sparaliżował też przemysł rozrywkowy, w tym koncerty, z których utrzymuje się wiele gwiazd. Jedną z nich jest Maryla Rodowicz, która od początku wprowadzania obostrzeń żaliła się w tabloidach, że nie ma teraz za co żyć.
Choć Maryla Rodowicz od miesięcy zapewnia, że znalazła się w trudnej sytuacji finansowej, to jej fani chyba nie do końca są o tym przekonani. Wielu miłośników talentu piosenkarki uważa, że użalanie się na swój los w wielkim domu z okazałym ogrodem nie powinno być porównywane do sytuacji "zwykłych śmiertelników", którzy z dnia na dzień zostali bez środków do życia. Maryla idzie jednak w zaparte i wciąż twierdzi, że nie ma nawet na rachunki.
Przypomnijmy: Maryla Rodowicz łączy się w bólu z niepracującymi muzykami: "TEŻ MAM PROBLEMY Z RACHUNKAMI"
Choć mijające tygodnie były już dla artystów nieco bardziej łaskawe, to Maryla nadal korzysta z każdej okazji, aby pożalić się na swój los. Tym razem piosenkarka udzieliła wywiadu Super Expressowi, w rozmowie z którym znów wróciła do tematu swojej sytuacji finansowej. Gwiazda wyznała, że nie otrzymuje tantiem za wylansowane przed laty hity i zarabia wyłącznie na koncertowaniu.
Nie mam tantiem. Tyle zarobię, ile sobie wyśpiewam gardłem. Wcześniej nie narzekałam, bo kalendarz pękał w szwach, więc miałam regularny przypływ gotówki. Teraz jest gorzej, ale trzeba patrzeć z optymizmem w przyszłość i mieć nadzieję, że będzie lepiej. Nie mam o to do nikogo żalu, bo śpiewam piosenki wybitnych twórców. Cieszę się, że oni zarabiają, ponieważ są też współudziałowcami moich sukcesów - stwierdza wspaniałomyślnie artystka.
Co więcej, z powodu pustek w koncertowym grafiku, Maryla była zmuszona oszczędzać, do czego najwyraźniej wcześniej nie była przyzwyczajona.
Trzeba zaciskać pasa jak nigdy. Przez ten kryzys powoli uczę się doceniać wartość pieniądza... Bywa, że jestem pod kreską, o czym syn mi często przypomina. (...) Są jednak wydatki, których nie uniknę: opłaty związane z domem, pensje dla ludzi, których zatrudniam, jestem na diecie pudełkowej, więc to też sporo kosztuje, wprawdzie mniej niż jakbym sama wszystko kupowała i gotowała, ale sumka na koniec się zbiera - żali się Rodowicz.
Z czego w takim razie zrezygnowała piosenkarka? Jak sama twierdzi, musiała przede wszystkim ograniczyć zakup nowych ubrań - i to zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Nie jeździ też już na wakacje, jednak na szczęście posiada okazały las, więc na brak przestrzeni raczej narzekać nie musi.
Najczęściej odmawiam sobie zakupów, nie tylko zagranicznych, ale nawet i krajowych. Już nie jestem tak rozrzutna, jak kiedyś i bardziej analizuję, co jest mi naprawdę niezbędne do życia i funkcjonowania. Ukróciłam budżet na ciuchy. Trzy lata nie byłam na wakacjach, ale na szczęście mam 3000 metrów kwadratowych lasu - oddycha z ulgą piosenkarka.
Współczujecie?