Piotr Rubik i jego żona Agata już od miesiąca realizują swój "amerykański sen". Proces przeprowadzki i aklimatyzacji w nowym miejscu do życia relacjonują oczywiście na swoich instagramowych profilach. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, po pierwszych zachwytach towarzyszących emigracji w końcu przyszła pora na bolesne zderzenie z rzeczywistością.
W ostatnich dniach Rubików czekała kilkudniowa rozłąka. Dyrygent po raz pierwszy od wylotu za ocean odwiedził ojczyznę ze względu na zobowiązania zawodowe. Jak przystało na przykładnego męża i tatę, zdążył jeszcze wcześniej udać się na zakupy, które, jak się później okazało, wyniosły go niemałą sumkę. Swoim zwyczajem Agata nie omieszkała potem pochwalić się paragonem grozy na Instagramie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Piotr Rubik musiał wrócić do Polski. Miał przygody po drodze
Wizyta w Polsce była konieczna właśnie ze względu na kwestie finansowe. Ojciec dwójki dzieci pragnie tworzyć i występować za granicą, jednak jeśli zależy mu na utrzymaniu wysokiego standardu życia, nie może zrezygnować z występów w Polsce, gdzie wciąż cieszy się dużą popularnością. Niestety na lotnisku w stolicy kompozytora czekała przykra niespodzianka. Okazało się, że do Warszawy nie dotarły walizki artysty, a w nich przedmioty niezbędne do koncertowania. Niewiele myśląc, 54-latek chwycił za telefon i podzielił się ze 115 tysiącami obserwujących swoim dramatem.
Wylądowałem w Warszawie. Doleciałem bezpiecznie, niestety moje walizki nie. Kolejna szansa to o 15. przylatuje kolejny samolot z Nowego Jorku. Może tam dolecą, a jak nie to muszę szybko lecieć i organizować sobie rzeczy na koncert – poinformował w sobotę na swoim Instagramie Piotr Rubik.
Oczekując na wieści muzyk zdążył porządnie najeść się strachu. Szczęśliwie po kilku godzinach czekania okazało się, że kryzysowa sytuacja została opanowana. Celebryta z z ulgą poinformował fanów, że los się do niego uśmiechnął i ostatecznie będzie mu dane pojawić się na scenie w Kolbuszowej.
Jestem uratowany. Moje walizki się znalazły. Doleciały kolejnym samolotem. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy dla mnie je wyszukali – mówił uradowany.
Mieliście kiedyś podobną sytuację?