W lipcu 2019 roku Kamil Durczok, równie dobrze znany jako "Kamil D.", spowodował wypadek na autostradzie A1 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Już i tak skompromitowany były gwiazdor Faktów wbił się w słupki drogowe, roztrzaskał swoje luksusowe BMW, a jego wygramolenie się z auta trudno było nazwać wyjściem. Jak się później okazało, dziennikarz miał 2,5 promila alkoholu we krwi i ledwo trzymał się na nogach.
Potem śledczy wykazali, że Kamil osiągnął na trasie średnią prędkość 140 km/h, a w momencie wypadku pędził 96 km/h. Jakoś nie zauważył, że było tam ograniczenie do 70 km/h. Za to wszystko grozi mu teraz nawet 12 lat więzienia, ale wciąż nie wiadomo, kiedy sprawa w ogóle się zacznie.
Jak bowiem informuje Fakt, wciąż są jakieś przeszkody. Co prawda termin wyznaczono na 13 października tego roku, ale teraz okazuje się, że musi o ulec zmianie. Dlaczego? Adwokat Durczoka jest na kwarantannie w związku z koronawirusem, więc nie może pojawiać się w sądzie.
Mamy wyznaczony nowy termin rozprawy na 27 stycznia - komentuje w Fakcie mecenas Łukasz Isenko.
Przypomnijmy, że jazda po pijaku A1 to nie jedyny wyczyn Kamila Durczoka w ciągu ostatnich miesięcy. Wymiar sprawiedliwości jeszcze nie zajął się aferą wekslową - jesienią ubiegłego roku został zatrzymany w związku z podrobionymi podpisami na wekslach, jakie przedstawił w banku w 2009 roku. Za to również nie trafił do aresztu. Wierzę, że na całą prawdę przyjdzie w końcu czas - groził w ubiegłym roku.