Od kilku dni niemal cały świat śledzi akcję poszukiwawczą na Oceanie Atlantyckim. Chodzi o łódź podwodną, która miała zabrać piątkę pasażerów w okolice wraku zatopionego ponad 100 lat temu Titanica. Od niedzieli lokalizacja załogi jest nieznana.
O sprawie jest jeszcze głośniej z uwagi na fakt, że na pokładzie znaleźli się miliarderzy. Co ciekawe, pasierb jednego z nich najwyraźniej nieszczególnie przejął się zaginięciem ojczyma. Był widziany na koncercie zespołu Blink-182. Jego tłumaczenie nie przekonało internautów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To dlatego łódź Titan zaginęła?
W sieci krąży coraz więcej teorii tłumaczących zaginięcie łodzi Titan. Nie brakuje głosów, jakoby winny był sprzęt. Potwierdzają to wspomnienia Niemca, który wziął udział w podobnym rejsie dwa lata temu.
60-letni Arthur Loibl wspomniał na łamach niemieckiego dziennika "Bild", że w sierpniu 2021 r. miał "niesamowite szczęście", że przeżył nurkowanie do wraku Titanica. Nazwał tę wyprawę "misją samobójczą".
Loibl wyznał, że pierwsza łódź podwodna, w której mieli nurkować, była wadliwa i trzeba było wybrać kolejną. Kolejna próba zejścia pod wodę została przerwana z powodu odpadających części (w tym wspornika zapewniającego równowagę pod wodą). Finalnie wyprawa wystartowała z pięciogodzinnym opóźnieniem z powodu problemów z elektrycznością.
60-latek uważa, że to właśnie awaria elektryczności mogła doprowadzić do zaginięcia łodzi Titan.
Kontrowersji wokół stanu technicznego łodzi jest więcej. Ponoć miała być sterowana padem za 45 dolarów, czyli około 180 zł. W poszukiwaniach liczy się każda godzina, a nawet minuta. Tlenu jest coraz mniej.