Niewątpliwie anty-bohaterką tego tygodnia została Dominika Chorosińska, z domu Figurska, która, w wyniku PiS-owskiej hucpy politycznej, została na 14 dni ministrą kultury i dziedzictwa narodowego. Przyzwyczajona do odgrywania mało znaczących epizodów eks-gwiazdka "M jak Miłość" z dumą i uśmiechem na myśl o ministerialnej wypłacie ślubowała przed prezydentem Andrzejem Dudą, że "dochowa wierności". To naturalnie wywołało wśród obserwatorów wydarzenia salwy śmiechu, bo choć w środowisku teatralnym jest znana jako "mierna, ale wierna", zawsze przytulając się do obsadzonych przez władzę dyrektorów, to wierność jako taka nie zawsze była dla niej konceptem możliwym do zrealizowania.
Starsi stażem czytelnicy Pudelka pamiętają zapewne Chorosińską jako bohaterkę jednej z najgłośniejszych afer obyczajowych w kraju. Aktorka zdradziła męża, Michała Chorosińskiego, i zaszła w ciążę z innym mężczyzną, czego efektem było ich rozstanie. Próba założenia nowej rodziny spełzła na niczym i zdradzony mąż postanowił jej wybaczyć. Żebyśmy zrozumieli się dobrze - na Pudelku wspieramy prawa kobiet do rozmaitych decyzji, ba, przede wszystkim prawo do podejmowania tych złych, ale z sobie tylko znanych powodów Chorosińska po tym mało przyjemnym doświadczeniu postanowiła zostać, a jakże, rozmodloną dewotką i twarzą akcji "Wierność jest sexy", a później i polityczką mówiącą innym jak żyć.
Kariera Dominiki jest żałośnie przewidywalna i iście gwiazdorska - żeby zabrnąć tak daleko i dochapać się dużych pieniędzy w jakimkolwiek biznesie, a show-biznesie i polityce przede wszystkim, trzeba się wyzbyć wstydu. A Chorosińska nie wstydzi się niczego, co daje jej szansę zaistnienia nawet w Ameryce, gdzie z powodzeniem znalazłaby ciepłą posadkę wśród skompromitowanych republikańskich senatorów. Trzymamy kciuki i nie wątpimy - wierność banknotom podatników faktycznie musi być sexy.
Zobacz także: Dominika Chorosińska zdradziła męża, a potem przekonywała, że "WIERNOŚĆ JEST SEXY". Pamiętacie, jak się tłumaczyła?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Być może czeka nas kolejny celebrycki transfer do Sejmu, bo umiejętnościami prawdziwego demagoga popisała się Agnieszka Woźniak-Starak, krytykując nieoczekiwanie fakt, iż temat aborcji został podniesiony na Wiejskiej już podczas pierwszych posiedzeń po wyborach parlamentarnych. Prezenterka w rozmowie z Zofią Zborowską podzieliła się dobrze znaną i mało inteligentną refleksją - czy o prawo do aborcji można się upominać ciszej, trochę delikatniej i może nie od razu? Bo wiecie, to nie robi dobrze dla sprawy. Jak poprosimy ładniej, żeby nikogo nie zdenerwować, to przecież zaraz nam tę aborcję zalegalizują i będzie po sprawie. Ach, te agresywne feministki i posłanki wybrane przez miliony Polek krzyczące o prawie do decydowania o swoim ciele - wszystko robicie źle!
Takie słowa, schlebiające populistycznej masie, to nie tylko zwyczajne kłamstwo i zawstydzająca niewiedza, bo krótka lektura podręcznika do historii wskaże, że żadna grupa społeczna czy ograbiona z praw mniejszość nie wywalczyła swoich praw w sposób estetycznie miły dla oka i ucha. To również popis przywileju. Agnieszka Woźniak-Starak, dzięki swojej pozycji i pieniądzom, ma dostęp do dowolnego zabiegu medycznego w każdym momencie swojego codziennego życia, jeśli zajdzie taka potrzeba. Dla celebrytki ustawa legalizująca aborcję nic nie zmieni, więc oczywiście, że może na nią poczekać albo zastanawiać się, czy głos kobiet, które jej potrzebują, nie wybrzmiewa aby zbyt agresywnie. Gdy żyjesz jak pączek w maśle, zapominasz, że obok są osoby, które tej aborcji potrzebują teraz. Nie za miesiąc, trzy czy rok. Teraz, bo to sprawa życia i śmierci. Dlatego, Agnieszko, przypominamy - nie wszyscy mieszkamy w Konstancinie.
Nieco lepsze wiadomości napłynęły o innej znanej Agnieszce. Agnieszka Włodarczyk, niegdyś najbardziej znienawidzona polska celebrytka, wyszła w Dubaju za mąż za Roberta Karasia. Droga influencerki do ołtarza i publicznej sympatii była dla niej długa i kręta, ale doczekaliśmy się bajkowego happy endu. Nie da się ukryć, Agnieszka i Robert to para jak z obrazka, a zdjęcia ze skromnej uroczystości trafiły w gusta wszystkich, którym celebryckie śluby kojarzą się tylko z tanim przepychem. Świeżo upieczona para młoda nie miała ostatnio najłatwiejszego czasu - zawirowania w karierze Karasia naturalnie odbiły się również na jego partnerce, która zobligowana przez internet i samą siebie, dzielnie broniła go podczas afery dopingowej.
Reakcje wówczas były mieszane, ale dziś wszyscy jesteśmy zgodni - Agnieszce życzymy wszystkiego najlepszego. Nie bylibyśmy jednak cynicznym Pudelkiem bez zauważenia tego, iż taki piękny, spontaniczny wydawałoby się ślub, jest również idealnym plasterkiem na odniesione niedawno wizerunkowe rany. Sto lat!