Leszek Lichota i Ilona Wrońska stanowią nierozerwalny duet od ponad 20 lat. Mimo tego, że losy ich bohaterów odtwarzanych w serialu "Na Wspólnej" nigdy się nie splotły, przez co aktorzy nie mieli okazji zbyt często widywać się na planie, nić porozumienia między nimi szybko przerodziła się w głębsze uczucie. Brak decyzji o sformalizowaniu związku w żaden sposób nie wpłynął na ich rodzinne szczęście. Wspólnie wychowują dwoje dorastających dzieci - 18-letnią już Nataszę i młodszego o 2 lata Kajetana.
Bohaterowie szklanych ekranów słyną z dosyć niekonwencjonalnych metod wychowawczych. Prawie 10 lat temu postanowili poszerzyć swe horyzonty, wyruszając z dziećmi w półroczną podróż po Stanach Zjednoczonych. W tym okresie zdecydowali się uczyć córkę i syna na własną rękę. Od 2015 r. ich pociechy nie uczęszczają już na tradycyjne lekcje.
Leszek Lichota nie ma najlepszego zdania o polskich szkołach
Aktor znany m.in. z seriali "Wataha" i "Prawo Agaty" uważa, że współczesna edukacja wciąż opiera się o przestarzałe wzorce. Jego zdaniem nauczyciele w zdecydowanie większym stopniu powinni angażować uczniów w dyskusje, rozwijając u nich w ten sposób umiejętność kreatywnego myślenia.
To jest system wymyślony w połowie XIX wieku, który miał tak naprawdę uczyć karności poprzez edukację. Już samo to, że dzieciaki muszą siedzieć nieruchomo w ławkach, jest grzechem, który jest kontynuowany od 200 lat i kompletnie ucina ich kreatywność. Dalej, to, że jest nauczyciel, który mówi prawdę objawioną i z tym nie powinno się w zasadzie dyskutować. Czyli Słowacki wielkim poetą był i basta - przyznał w rozmowie z portalem O2.
Wasz głos jest dla nas ważny! Wypełnij krótką ankietę o Pudelku.
Leszek Lichota spostrzegł, że w przypadku jego dzieci, będących już uczniami szkoły średniej, edukacja domowa przynosi wymierne korzyści. Dzięki wielu godzinom zaoszczędzonym nie tylko na zmuszaniu ich do bezczynnego siedzenia przez 45 minut w ławkach, ale również na przerwach międzylekcyjnych i codziennych dojazdach, Natasza i Kajetan mogą w pełni skupić się na swoich zainteresowaniach. Ponadto w zdecydowanie mniejszym stopniu są narażeni na sytuacje stresowe.
Później to ocenianie wpływa gdzieś na naszą psychikę - że ta jest lepsza, a ten gorszy. System egzaminów też jest dosyć ciężki. Niezapowiedzianych, stresujących sprawdzianów i kartkówek, które są zupełnie zbędne. Do tego nawał prac domowych, a to znaczy, że dzieci i młodzież pracują więcej niż dorośli. Bo nie dość, że dziecko spędzi 6 godzin w szkole, to potem jeszcze musi 3-4 godziny spędzić nad lekcjami w domu. Kiedy jest czas na zabawę? Na kreatywność? Na dzieciństwo? Na radość życia? Jeżeli ciągle jest taki wyścig że "muszę, muszę, muszę". Jeżeli w edukacji domowej, poświęcasz dwie godziny dziennie na naukę, i to nie codziennie, ale to jest efektywny czas pracy, reszta dnia jest wolna. Możesz poświęcać się swoim pasjom, robić to, co lubisz, kochasz - przekonywał w dalszej części rozmowy.
47-latek dodał, że pomimo edukowania dzieci bez wychodzenia z domu, obowiązuje je dokładnie ta sama podstawa programowa, co w przypadku innych uczniów. Pozytywnie wypowiedział się o planach wprowadzenia do szkół edukacji zdrowotnej. Jak sam przyznał, młodzież obarczana jest zbędnymi informacjami, podając przykład omawianej na lekcjach biologii budowy pantofelka. Wychodzi z założenia, że zamiast tego nauczyciele powinni przekazywać informacje na temat zasad właściwego odżywiania czy leczenia rozmaitych chorób.
ZOBACZ TEŻ: Rozczarowana (?) Anja Rubik o decyzji Barbary Nowackiej w sprawie edukacji zdrowotnej: "Jak to możliwe?!"