"Może miałam źle w domu, ale mama nigdy mnie nie uderzyła! A obcy ludzie mnie biją! Byłam duszona!" - opowiada jedna z wychowanek placówek opiekuńczo - wychowawczych typu rodzinnego w Sucuminie i Starogardzie Gdańskim. Dzieci relacjonują, jak je zastraszano, wyzywano i bito. Takie piekło przeżywają tu od lat.
Znęcają się nad nami fizycznie i psychicznie. Baliśmy się o tym powiedzieć, bo mówią, że mają wielkie znajomości nawet w sądzie i PCPR-ze i nie mamy z nimi szans. Chłopak nie chciał robić pompek, został porażony paralizatorem, kopany w żebra i uderzony w twarz. Dziewczyny chorowała na bulimię, opiekunowie wyzywali ją, że jest brzydka i gruba i powinna coś ze sobą zrobić: ty jesteś k...wą, jesteś pop...dolona. Od szmat dziewczyny wyzywają, nawet te małe, które mają po siedem lat. Mówią, że jest się zwykłym gównem, do niczego się nie nadaje, że jest się niczym. Że rodzice mogliby nas zabić, bo nie ma z nas żadnego pożytku - relacjonuje jedna z wychowanek.
Powiedziałam, że nie podoba mi się, że konflikty rozwiązują przemocą, powiedzieli, że to moja wina, że mam urojenia i zbuntowałam wszystkie dzieci, że molestuję małych chłopców. Kupują nam pasztet na 2 tygodnie i zostawiają nam tylko to, mówią, że kiełbasa jest za droga. Ta placówka to jest jeden wielki biznes. Starali się oszczędzić na wszystkim. mówią, że dostają tylko na nas 600 złotych, to nie jest prawda. Za każde dziecko dostają 2100 złotych plus doliczyć 500+, plus wynagrodzenie.
Placówkę Opiekuńczo Wychowawczą typu rodzinnego w Sucuminie prowadzi małżeństwo, które ma też drugi dom w Starogardzie Gdańskim. Ogółem mają pod opieką 24 dzieci po różnych przejściach. Ich losem zainteresowali się Małgorzata i Rafał Słotkowscy, przypadkowi ludzie, którzy spędzali w tym samym miejscu co dzieci urlop. Niepokojące zjawiska w domu dziecka zaobserwował także jeden z wychowawców, którego zatrudniono na miesiąc do placówki w Sucuminie. To on powiadomił o patologiach Rzecznika Praw Dziecka, który wszczął kontrolę.
Dyrektor placówki nie chciał rozmawiać przed kamerą. Na pisemne pytania o sytuację w ośrodkach odpowiedział tylko, że wszystkie zarzuty są nieprawdziwe. Twierdzi, że w żadnej placówce nigdy nie stosowano przemocy. Po interwencji telewizji sprawa trafiła do prokuratury.
Źródło: UWAGA! TVN/x-news