Rosyjska agresja na Ukrainę rozgrywa się na naszych oczach już trzeci tydzień. Każdego dnia rodziny tracą dach nad głową, a wiele z nich decyduje się na ucieczkę w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. Mimo prób negocjacji na razie nie udało się wypracować kompromisu, a armia Władimira Putina atakuje już nie tylko strategiczne punkty, lecz nawet osiedla mieszkalne czy szpitale.
Choć cały świat pochyla się dziś nad trudnym losem Ukrainy, to Władimir Putin robi wszystko, aby odwrócić narrację w kontrolowanych przez niego mediach. Atak na naszych wschodnich sąsiadów nazywa więc "operacją wojskową", a Ukraińców i ich prezydenta ukazuje jako agresorów. Co prawda w wojnie informacyjnej w Rosji ma przewagę, jednak coraz więcej osób dociera do rzetelnych źródeł i weryfikuje przekaz płynący z Kremla.
Zobacz też: Ojciec Aliny Makarczuk walczy w Ukrainie. Dziennikarka TVN24 pokazała na wizji poruszające nagranie (WIDEO)
W poniedziałek wieczorem doszło do dość zaskakującej sytuacji w rosyjskim Pierwyj kanale, która jest dowodem na to, że mamy do czynienia nie tylko z wojną w sensie militarnym. Gdy prezenterka tamtejszego serwisu informacyjnego zapowiadała kolejną relację, za jej plecami nagle ukazała się inna dziennikarka stacji, Marina Owsiannikowa. Kobieta postanowiła zaprotestować przeciwko działaniom Rosji w Ukrainie.
W momencie wejścia na antenę Owsiannikowa miała ze sobą transparent, na którym napisano m.in. "Nie dla wojny" oraz "Koniec wojny. Nie wierzcie propagandzie. Okłamują was tu". Program transmitowany był na żywo, tak więc widzowie przez kilka sekund mieli okazję zobaczyć wspomniany transparent. Prowadząca nie zdążyła nawet dokończyć zapowiedzi i po prostu w środku jej zdania wyemitowano kolejny materiał.
Choć prezenterka pozostała niewzruszona aktem koleżanki po fachu, to w przypadku Kremla było już zupełnie odwrotnie. Jak donosiły rosyjska agencja informacyjna TASS i portal Meduza, po swoim happeningu Owsiannikowa została zatrzymana i przewieziona na przesłuchanie. Zapowiadano wytoczenie jej sprawy administracyjnej, której skutkiem może być nawet 15 lat więzienia. Sytuacji kobiety nie poprawi pewnie także wcześniejsze wyznanie, które już krąży po Twitterze.
Wstydzę się, że kłamałam w telewizji. Wstydzę się, że pozwoliłam na pranie mózgów rosyjskiego narodu. Po prostu w milczeniu obserwowaliśmy ten antyludzki reżim, a teraz odwrócił się od nas cały świat. Dziesięć pokoleń nie wystarczy, by zmyć z nas hańbę tej bratobójczej wojny - mówiła w poruszającym nagraniu, które opublikowano przed jej akcją w telewizji na żywo.
Gest dziennikarki nie pozostał jednak niezauważony. W Polsce jej postawę pochwaliła już m.in. Anna Kalczyńska, a w Ukrainie nawet sam prezydent Wołodymyr Zełenski.
Jej postawa jest godna najwyższego podziwu. Odwaga tej kobiety, matki dwójki dzieci, córki Ukraińca i Rosjanki, przejdzie do historii - pisała Kalczyńska.
Jestem wdzięczny Rosjanom, którzy nie ustają w próbach przekazywania ludziom prawdy. Tym, którzy walczą z dezinformacją i głoszą prawdę wśród znajomych i rodziny. Chcę osobiście podziękować kobiecie, która miała ze sobą transparent w rosyjskiej telewizji. Mówię też do tych, którzy nie bolą się protestować. Tak długo, jak wasz kraj nie stał się kolejną Koreą Północną, musicie walczyć. Nie zmarnujcie swojej szansy - wtórował jej Zełenski w nagraniu, które udostępnił na Telegramie.
W środę przed południem pojawił się wpis w mediach społecznościowych. Dziennikarka poinformowała, spędziła "ciężką noc" w areszcie, po której została zwolniona i umieszczona w areszcie domowym.
Nie wiem, co się ze mną stanie w najbliższym czasie. Mój prawnik powiedział mi, że grozi mi odsiadka od pięciu do dziesięciu lat. Nie żałuję tego, co zrobiłam. Bez względu na konsekwencje - napisała Owsiannikowa.
W sieci pojawia się jednak coraz więcej sygnałów, że konto może wcale nie należeć do zatrzymanej kobiety, a powyższy wpis mógł zostać sfabrykowany.