Mecz Polski z Austrią, który niestety zakończył się porażką Biało-Czerwonych, nadal budzi w sieci wiele emocji. Na stadionie naszej drużynie kibicowało wielu rodaków, którzy specjalnie przyjechali do Berlina, aby dopingować polskich piłkarzy. Wśród nich miał być też Mariusz Pudzianowski, który ogłosił w mediach społecznościowych, że jedzie na miejsce pociągiem. Jest jednak pewien problem.
Pudzian jechał na mecz do Berlina i nagle... zniknął. To mówią świadkowie
Wszystko zaczęło się dość niewinnie. W piątek rano Pudzian pojawił się na Dworcu Centralnym w Warszawie i ogłosił, że jedzie z kibicami na mecz do Berlina. Robił przy tym wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę: miał ze sobą megafon i dwóch mężczyzn z bębnami, a na jego profile trafiło nagranie, w którym opisywał nadchodzącą podróż. Wszystko we współpracy z pewną marką bukmacherską.
My już czekamy na pociąg, lada moment dojedzie. Nie wiem, jak dojadę do Berlina. Mam kilka zaproszeń do przedziałów. Jak zacznę od pierwszego, to nie wiem, na którym zakończę - mówił w nagraniu, które trafiło na jego profile w mediach społecznościowych.
Wydawało się, że wszystko idzie sprawnie: Pudzian wsiadł do pociągu i ruszył w podróż do Berlina, a na Facebooku pojawiły się zdjęcia z wnętrza wagonu, oczywiście ze stosownymi oznaczeniami reklamowymi. Problemy zaczęły się wtedy, gdy pociąg dotarł do Berlina, bo skład owszem dojechał, ale Mariusz już ponoć nie. Wspomniał o tym m.in. dziennikarz portalu sport.pl Dominik Wardzichowski.
Pociąg relacji Warszawa-Berlin dotarł na Hbf w stolicy Niemiec. Bez Mariusza Pudzianowskiego, ale z Ryszardem Petru - relacjonował. Podobne wieści przekazywał Tomasz Dębek z "Faktu".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziwna (nie) podróż Pudziana do Berlina. Są zdjęcia, ale jest też pewne "ale"
Na Twitterze o sprawie mówił również reporter Wirtualnej Polski Jakub Bujnik. Jak informował, tajemnicza podróż Pudzianowskiego miała być zaskakująco krótka, bo ten wysiadł ponoć już na kolejnej stacji. Wygląda więc na to, że pojechał zaledwie z Warszawy Centralnej do Warszawy Zachodniej. Mieli to zresztą potwierdzić ochroniarze i konduktorzy.
W tym pociągu przez chwilę był Mariusz Pudzianowski, przynajmniej na to wszystko wskazuje. Według relacji ochrony, która znajduje się w pociągu oraz konduktorów, Mariusz Pudzianowski wysiadł na stacji Warszawa Zachodnia i dalej już z nami nie podróżuje. Właśnie przeszedłem przez cały pociąg, który składa się dzisiaj z wielu wagonów i niestety, ale Mariusza Pudzianowskiego w nim brak. Po prostu - mówił na nagraniu dziennikarz WP.
Świadkowie sugerują więc, że Pudzian nigdy na miejsce nie dotarł, ale jego facebookowy profil mówi co innego. No, prawie, bo jest jeszcze pewien istotny szczegół. Na konto byłego strongmana co prawda trafiły zdjęcia nie tylko z pociągu, ale także sprzed stadionu i z jego wnętrza, natomiast na żadnym z nich nie widać samego Mariusza. Nikt też nie relacjonował, jakoby widział go na meczu czy wysiadającego z pociągu, a kibice nie publikowali z nim wspólnych zdjęć z Berlina.
Pod postami Pudziana już pojawia się wiele komentarzy, w których obserwujący domagają się wyjaśnień. Na razie sam zainteresowany nie zdecydował się skomentować sprawy. W ostatnim poście nawiązującym do meczu pisał natomiast tak:
Taki jest sport: raz na wozie, raz pod wozem. Jaki by wynik nie był i tak jestem za swoimi. Polska Gurommmmm!!!!! PS: Trener Probierz nie chciał mnie wpuścić na boisko. Zamiast mnie wpuścił Lewego, a mówiłem mu, że zrobię porządek na boisku.