Edyta Górniak i Elżbieta Zapendowska przed laty ściśle współpracowały, a trenerka wokalna bywała nawet nazywana "matką sukcesu" dorastającej wówczas diwy. Choć miały wtedy dobre relacje i nic nie wskazywało, by miało się to zmienić, to od jakiegoś czasu wypowiadają się o sobie dość chłodno. Jeszcze niecały miesiąc temu Ela wytykała Edycie, że ta "zapędziła się w samouwielbienie".
Edyta Górniak oczywiście nie pozostawała jej dłużna, jednak głównie bagatelizowała jej wypowiedzi, mówiąc, że Ela nie jest już dla niej żadnym autorytetem. Sytuacja zaogniła się, gdy o własnej karierze zamarzył syn piosenkarki, Allan Krupa, który całkiem niedawno opublikował swój pierwszy singiel. Elżbieta Zapendowska nie szczędziła mu wtedy krytyki, ale mimo wszystko życzyła powodzenia.
Trochę faktycznie niewyraźnie śpiewa. To kwesta dykcji. Młodzi ludzie mają ją po prostu w d*pie, mówią niechlujnie na co dzień. Ale nie zdają sobie sprawy z tego, że podstawą hip-hopu jest tekst, więc jeśli nie można zrozumieć, o czym śpiewa wykonawca w piosence, no to o kant d*py potłuc. I trochę trudno ocenić ten tekst. Ale jest młody, niech pisze. To syn Edzi, trzeba się nim zająć, zobaczymy, co się z nim dalej będzie działo - mówiła w rozmowie z "Faktem".
Jeszcze mniej przyjemnie zrobiło się po słowach Eli w podcaście Wojewódzkiego Kędzierskiego. Wtedy wytknęła Edycie, że "plecie takie bzdury, że pół świata się z niej śmieje", a kariera muzyczna jej syna na razie "nie zachwyca" i może mu być trudno wyrobić sobie własną markę w branży.
Ma 18 lat i parcie na szkło pewnie. Bardzo chce robić to, co zaczął. Nie wiem, czy go rynek nie zabije, bo są lepsi. Ale też ma 18 lat i wychował się w takich warunkach, w jakich się wychował. Przy takiej matce, która plecie takie bzdury, że pół świata się śmieje (...). On nie dostał ode mnie wpi*rdolu. Powiedziałam o dykcji. Powiedziałam, że szczeny nie urywa, też nie zachwyca - podkreśliła.
Ta wypowiedź najwyraźniej przelała czarę goryczy. Edyta w rozmowie z portalem Jastrząb Post skomentowała sprawę w bardzo ostry sposób, uderzając w swoją niegdysiejszą trenerkę. Z początku stwierdziła tylko, że "bierze pod uwagę opinie osób, które patrzą sercem", ale szybko przeszła do rzeczy i stwierdziła, że Allan nie wziął do siebie słów Eli, bo jej po prostu nie zna. Wytknęła też Zapendowskiej, że nie była to konstruktywna krytyka.
Ja tego nie przyjęłam do serca i Allan tym bardziej nie przyjął, natomiast to, co mi się osobiście podobało, to to, że kiedy ktoś jego zapytał o to, jak odnosi się do tej oceny, to on nie wiedząc o tym, co powiedziała Ela Zapendowska, powiedział, że chętnie posłucha, bo jeśli to są konstruktywne uwagi i mógłby zastosować jakieś ćwiczenia, to z przyjemnością posłucha. Ja wiedziałam o tym, co powiedziała Ela i taka byłam dumna z Allana, że on wybrnął z taką klasą. On nie zna Eli Zapendowskiej - powiedziała Edi.
Dalej było już tylko gorzej... Edyta stwierdziła, że to ona umożliwiła Eli karierę, a nie odwrotnie, a na dodatek oznajmiła, że okłamała całą Polskę, żeby ją wypromować. Diwa wyznała, że wcale nie nauczyła się śpiewać dzięki Zapendowskiej, ale czuła wobec niej dług wdzięczności, którym ta po latach wzgardziła.
Ja zbudowałam jej legendę i to musimy powiedzieć sobie szczerze. Nikt nie znał Eli Zapendowskiej na skalę ogólnopolską, ja wszystkich przekonałam, że to jest osoba, u której się warto uczyć śpiewać i muszę się z tego bardzo szczerze wycofać. Nigdy nie chciałam tego mówić. Mam kilka takich tajemnic, jeśli chodzi o show biznes. Ela mi kiedyś pomogła i ja postanowiłam za tę jedną pomoc też jej pomóc. Moja pomoc polegała na tym, że ja okłamałam całą Polskę, mówiąc, że Ela Zapendowska nauczyła mnie śpiewać. To jest nieprawda. Chciałam jej po prostu pomóc - wypaliła.
Dziś piosenkarka uważa, że jedynie, co zawdzięcza Eli, to rozpoznanie jej talentu przed laty i namówienie rodziców, aby mogła wyjechać do Warszawy i dalej się rozwijać. Potem miała jej pomóc dostać pracę przy musicalu "Metro" i twierdzi, że wszystko, co medialnie osiągnęła Zapendowska, zostało zbudowane właśnie na fundamencie stworzonej przez nią "legendy".
Ela rozpoznała mój talent. Ona zrobiła wtedy bardzo ważną rzecz, bo przekonała moich rodziców, że warto puścić mnie do Warszawy. Potem dzięki temu przez wiele lat utrzymywałam rodziców. Natomiast ja za to dedykowałam jej moją pierwszą płytę "Dotyk". Wtedy żył jeszcze mój śp. menadżer Wiktor. Ja chciałam Eli pomóc. Poprosiłam go, żeby on dał jej pracę przy "Metrze". Żeby ona robiła rozśpiewki z fortepianem. Mimo że mieliśmy nauczycieli, to przekonałam Wiktora. Więc on ją ściągnął z Opola do Warszawy, dał jej mieszkanie, za które płacił, dał jej pracę – zarabiała i miała pełną opiekę mojego menadżera, a ja wszystkich przekonywałam, że to Ela mnie nauczyła śpiewać. To jest nieprawda. Wszystkie programy, do których poszła Ela Zapendowska jako mój coach i mój nauczyciel, były oparte na tej legendzie, którą sama zbudowałam. Zbudowałam w taki sposób kilka osób, ale większość z nich wykorzystała szansę pozytywnie - wyznała.
Na koniec Edyta wytyka Eli, że nigdy nie dała jej powodu, aby krytykowała ją ani jej syna, co bez wątpienia czyni. Temat zamknęła stwierdzeniem, że Zapendowska "nie jest dla niej autorytetem".
To, że Ela, mając tyle lat i żyjąc tyle na świecie – rozumiem różne etapy, rozumiem jej zwątpienie, rozumiem, że może być nieszczęśliwa, niespełniona, zła, może potrzebuje uwagi. Ale nigdy nie dałam jej powodu, żeby mówiła cokolwiek złego publicznie przeciwko mojej osobie, albo przeciwko mojemu jedynemu synowi. Ja nie biorę sobie tych słów do serca i Allan też nie. Dlatego, że z całym szacunkiem, to nie jest dla mnie autorytet, jeśli chodzi o uwagi techniczno-wokalne. Ale postanowiłam po 15 latach jej atakowania powiedzieć wam prawdę - skwitowała.
Spodziewalibyście się, że zareaguje aż tak ostro?