W ostatnim czasie o Edycie Górniak mówiło się głównie w kontekście jej "koronasceptycznych" poglądów. Diwa szczególnie upodobała sobie temat szczepień. Doszło nawet do tego, że mama Allana zaproponowała spotkanie samemu ministrowi zdrowia Łukaszowi Szumowskiemu, celem przybliżenia mu ryzyka, jakie może stanowić niedostępna jeszcze szczepionka na koronawirusa.
Zobacz: Edyta Górniak do Szumowskiego: "Spotkajmy się. Może zmieni Pan zdanie tak jak w temacie maseczek"
W czwartek dla odmiany o Edi zrobiło się głośno za sprawą zdarzenia, którego była świadkiem. Na drodze ekspresowej S7 zapalił się tir. Przejeżdżająca obok piosenkarka, która słynie ze swojej niezwykłej empatii, natychmiast kazała zatrzymać się wiozącemu ją kierowcy. Gdy tylko podeszła bliżej ciężarówki, doszło do eksplozji.
Tir znajdujący się kilka metrów od samochodu celebrytki nagle eksplodował i stanął w płomieniach. Górniak momentalnie wezwała służby ratunkowe. Dzięki jej szybkiej interwencji nikt nie ucierpiał. Przyczyną pożaru był nieszczelny bak w samochodzie ciężarowym - podaje nasz informator.
O komentarz z groźnego zdarzenia poprosiliśmy także samą Edytę.
Był to chyba samochód dostawczy... W każdym razie duży. Zapalił się niespodziewanie i wybuchł równie niespodziewanie. Jechał obok naszego auta, minęliśmy go i zatrzymaliśmy się na poboczu, żeby udzielić pomocy. Kierowcy udało się wydostać z kabiny - wspomina w rozmowie z Pudelkiem rozemocjonowana Edyta Górniak i dodaje w swoim stylu:
Reszta naszej podróży skłoniła nas do głębokiej refleksji. Dosłownie minutę przed tym zdarzeniem byłam połączona live z fanami przez Instagram...
Myślicie, że błyskawiczna reakcja piosenkarki wynikała z doświadczenia, które zdobyła na planie My Way?