Choć pewnie trudno w to uwierzyć, Polska zadebiutowała na eurowizyjnej scenie już trzy dekady temu. W kwietniu minęło dokładnie 30 lat od momentu, gdy Edyta Górniak wywalczyła dla naszego kraju 2. miejsce w konkursie. Czas leci, a żaden z wykonawców jak dotąd nawet nie zbliżył się do jej ówczesnego sukcesu.
Edyta Górniak wspomina czasy Eurowizji. "Poprosiłam o wsparcie anieli"
W sobotę Edyta Górniak pojawiła się na kanapie "Dzień Dobry TVN", aby porozmawiać o swoich zawodowych sukcesach na przestrzeni ostatnich 30 lat. Nie mogło oczywiście zabraknąć wątku eurowizyjnego, ale nie tylko, bo w zaprezentowanym materiale wypowiadało się wiele osób, z którymi w przeszłości współpracowała. Puszczone na antenie nagranie zrobiło na niej tak wielkie wrażenie, że aż uroniła łzy na wizji.
Przyznam szczerze, że trudno uwierzyć, że to jest moje skromne życie dziewczyny z Ziębic. Trudno mi też uwierzyć, że minęło 30 lat od debiutu Polski na scenie międzynarodowej. Świętuję to właściwie od 1 stycznia, myślę, że cały rok będę świętować - zaczęła.
W czasie wywiadu Edyta wspominała, że reprezentowanie Polski było dla niej ogromnym wyzwaniem, ale przede wszystkim ciążącą na niej odpowiedzialnością. Co więcej, przed występem złapało ją przeziębienie, co wcale nie ułatwiło sprawy. Dziś Górniak wspomina to tak:
Brałam zastrzyki, w ogóle antybiotyk. Musiałam przyjąć różne mocne tabletki, żeby w ogóle odzyskać głos. I tak naprawdę świętej pamięci Wiktor Kubiak, który był wtedy ze mną, mój pierwszy, właściwie jedyny menedżer, taki od serca, wspierał mnie bardzo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przy okazji dowiadujemy się, jak wielkie zamieszanie panowało przed występem. Mimo wątpliwości wystąpiła na scenie i wspomniała nawet o swoistym "eurowizyjnym cudzie".
Nie wiem, czy to mówiłam kiedyś, ale ja przed samym wyjściem zamknęłam się w łazience, powiedziałam, że nie wyjdę. I Wiktor pukał do mnie i mówił: "Pani Edytko, już trzeba iść, naprawdę, trzeba iść". I używał różnych słów i tonów, czasem krzyknął, w ostatniej chwili to już myślałam, że po prostu nie zaśpiewam. Mówię: "Wiktor, nie mam w ogóle głosu, nie dam rady, to jest za trudny utwór, co ja zrobiłam". (...) Pamiętam ten moment, kiedy zza kulis odprowadził mnie taki kierownik sceny, dał mi mikrofon i odszedł. I ja zostałam sama, na tej wielkiej, gigantycznej scenie, gdzie była publiczność tak szeroko rozstawiona, że nawet nie widziałam końca. Myślałam, że to jest ten moment, że ja umieram, że nie dam rady. I potem poprosiłam o zaufanie, wsparcie anieli, żebym przez cały utwór nie utraciła głosu. Jak zeszłam, to już w ogóle nie miałam głosu, więc to był cud. To był jeden z największych cudów i dla mnie, i dla Polski.
Koncert ze swoim udziałem Górniak obejrzała ponoć dopiero niedawno z przyjaciółką, a cały ten stres kosztował ją pierwszy siwy włos. Dziś zapewnia, że jest dumna z dziewczyny, która stanęła na wielkiej scenie 30 lat temu.
Pomyślałam szczerze: ale ona była dzielna - przyznała. Te 30 lat uświadamia mi, że jednak jestem bardziej dzielna, niż myślałam i cieszę się, że przetrwałam w show biznesie.