Szczerze? Mój ojciec chorował 2 lata na nowotwor płuc - wyjatkowo dlugo, wszystko dlatego,że cala 5 osobowa rodzina zaangazowala sie w te walkę, poswiecajac naprawdę wiele. Czasem mysle, czy bylo warto dlatego, że tata w sumie przemęczył sie te 2 lata a i tak umarł bo przecież nie ma szans w jednokomorkowym nowotworze płuc. Jak widzialam jak cierpial to momentami wolalam żeby to juz sie skończyło, wolalam żeby juz odszedl...... Co do walki z rakiem to szczerze powiem, że z polską slużbą zdrowia to wielkich szans na cuda nie ma. Wszędzie łapówki. Przytoczę takie 2 sytuacje: 1. Po chemii tato strasznie oslabł i wymiotował a mielismy stawic sie na wizytę u lekarza na onkologii, żeby ustalic dalszy tok leczenia, żeby nie zwlekać bo czas tu jest bardzo ważny. Czekalismy niejednokrotnie godzine na korytarzu, tata pladl sie na krzesłach bo nie mogl wytrzymać, zasypial na siedząco, tak sie traktuje ludzi w polskiej sluzbie zdrowia (wskazówka dla zainteresowanych: trzeba dać lekarzowi w łapę i przyjmie od ręki) 2. Tata lezy na radioterapii po wielokrotnej chemii i naswietlaniu radio zaczyna miec problemy z orientowaniem sie w przestrzeni, dostał obiad szpitalny ale bez sztućców, sam kompletnie nie jest w stanie zadbac o siebie, czy ktoś mu pomógł chociazby zjesc?? Tak tez ludzie usychaja w szpitalach. To takie drobnostki, bylo ich masę.
Ciekawa jestem czy ktorakolwiek z tych gwiazd ekranu wie co to znaczy przejsc przez takie pielko, tego nie da sie opisać to trzeba przezyc.