Edyta Pazura (niegdyś Zając) przed laty wygrała los na loterii, gdy w pociągu relacji Kraków-Warszawa poznała Cezarego Pazurę. Od tamtego niemal historycznego momentu minęło już prawie 14 lat. W tym czasie celebrytka zdążyła rozwinąć skrzydła: nie dość, że została menadżerką Czarka, to jeszcze prowadzi kanał na YouTube i własny fan page na Instagramie. Nie jest tajemnicą, że w międzyczasie zaliczyła też spektakularną metamorfozę.
Choć małżeństwo z Pazurą niewątpliwie wiązało się ze sporym awansem społecznym, 33-latka uważa się dziś za zwyczajną żonę i matkę, która podobnie jak miliony innych Polek musi bohatersko mierzyć się z szarą rzeczywistością.
Na przestrzeni lat Edyta wielokrotnie dawała do zrozumienia, że wiele różni ją od koleżanek spragnionych uwagi mediów. Mimo że udało jej się zgłębić pokrętne meandry show biznesu, Pazura woli nie wykorzystywać w pełni swojego medialnego potencjału (a przynajmniej tak twierdzi). W najnowszym felietonie, który ukazał się na jej blogu, matka trójki dzieci opowiedziała o kulisach swojego gwiazdorskiego życia, zapewniając, że nigdy nie dała się oślepić przez blichtr i szpan.
W końcu żyjąc w jakimś totalnym bałaganie, świecie skrajnych emocji i dziwnych zjawisk, musiałam poukładać swoje własne priorytety. Nauczyć się żyć na własnych zasadach, oddzielić ziarno od plew i omijać szerokim ludzi (choć wpływowych) to zupełnie bezwartościowych. Gdybym nie zrobiła tego parę lat temu, to teraz być może funkcjonowałabym w jakimś odklejonym, nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością świecie. Zwykła ludzka przyzwoitość kazała mi zacząć mocno stąpać po ziemi, nie zapominając o drugim człowieku.
Co ciekawe, ponoć małżonce Cezarego zaoferowano nawet... zmianę wizerunkową, mającą na celu umocnienie jej pozycji na Instagramie (co przełożyłoby się na zastrzyk popularności i - co za tym idzie - większe zarobki). Jako że Edyta od zawsze stara się być wierna swojemu wizerunkowi (nie licząc metamorfozy sprzed lat), celebrytka powiedziała potencjalnym klientom biznesowym stanowcze "nie".
Specjaliści od marketingu i PR-u nie raz proponowali mi zmianę wizerunkową, tak aby móc dużo zarabiać na Social Mediach. Wystarczyło pokazywać się w bikini z ładnymi torebkami i drogimi gadżetami. W stories powinnam często pokazywać swoje wyćwiczone ciało i udawać, że moje życie to idealna, niczym nie skażona sielanka. Na zdjęciach miałam być zawsze umalowana i uśmiechnięta. (...) Tylko że to wszystko kompletnie nie było w moim stylu i nie miało nic wspólnego z moim życiem.
Wybrałam swoją drogę, porzuciłam skrajności i omijam ludzi, których jedynym problemem w życiu jest to, jakiej firmy torebkę dzisiaj sobie kupić - dodała na koniec.
Zaimponowała Wam?