Edyta Pazura spełnia się nie tylko jako bizneswoman, lecz także jako matka trójki dzieci: Amelii, Antoniego i Rity z małżeństwa z Cezarym Pazurą. Celebrytka jest mocno zaangażowana w życie pociech i coraz częściej zabiera głos w istotnych dla nich sprawach, takich jak zdrowie psychiczne czy edukacja.
Nie jest tajemnicą, że Edyta Pazura ma do polskiego systemu edukacji bardzo krytyczny stosunek. Dawała temu wyraz już wielokrotnie, a obawami dzieliła się z obserwującymi na instagramowym profilu. Jeszcze niedawno ubolewała nad tym, ile sprawdzianów czeka jej najstarszą córkę, wyraźnie martwiąc się o jej dobro psychiczne. Innego razu zastanawiała się, czy nie byłoby lepiej, gdyby jej pociechy uczyły się w domu.
Zobacz też: Edyta Pazura rozważa WYPISANIE dzieci ze szkoły: "Czy wtedy miałabym czas na realizowanie swoich planów?"
Choć Edyta zaprzeczała, jakoby planowała się bardziej zaangażować w sprawę i działać na rzecz reformy systemu oświaty w Polsce, to temat jest jej wyraźnie bardzo bliski. Teraz ponownie zabrała głos w tej sprawie i wyjaśniła, z czego wynikają jej obawy. Podzieliła się również dość smutną refleksją i tym, co usłyszała, gdy po raz pierwszy zabrała w tej sprawie głos.
Gdy chciałam zająć się tematem oświaty w Polsce, usłyszałam, że chyba mam głupie dzieci… A ja cenię sobie spokój. A przede wszystkim spokój moich dzieci. Nie chodzi o sam system, w sensie podstawy programowej, ale o godziwą pracę i płacę dla nauczycieli czy o zakładanie szkół nauczycielskich, które odpowiednio przygotowałyby nauczycieli. Zawód nauczyciela powinien być zawodem prestiżowym, takim jak prawnik czy lekarz. Czemu? Bo chodzi o przyszłość naszych dzieci, a przede wszystkim o ich zdrowie psychiczne - wyznała.
Jednocześnie Pazura oznajmiła obserwującym, że ma już plan na dalszą edukację najmłodszej córki. Jej starsze pociechy także nie uczęszczały do publicznej placówki, lecz do szkoły fundacyjnej.
Mam nadzieję, że pomimo inflacji i groźby recesji mój biznes przetrwa i będzie stać mnie na to, aby Rita poszła do angielskiej lub amerykańskiej szkoły - zapowiada.
Temat rozwinęła też nieco w instagramowym poście, w którym podsumowała swoje zdanie na temat polskiej oświaty.
(...) Możemy sobie przyjemnie popisać i wymienić się doświadczeniami, jednak to nie zmieni faktu, że to, co obecnie dzieje się w szkołach, nie jest kagankiem oświaty. Ani krużgankiem oświaty... Nie jest nawet wstępem do tego, co powinno być nazwane systemem edukacji. Pomieszanie z poplątaniem, za które najwyższą cenę płacą dzieciaki. Póki nie zrozumiemy, że nauka dla ucznia, jak i praca nauczyciela powinna kończyć się w murach szkoły, to będziemy wysłuchiwać narzekań przemęczonych nauczycieli i wychowywać kolejne pokolenie pracoholików. (...) Do tego włączony bieg przez ostatni miesiąc... Amelia wpadła w bezsenność, jakieś dziecko boli głowa, drugiemu poszła krew z nosa, trzeciemu kręci się w głowie. Jeden rodzic zrozumie, drugi jeszcze podkręci śrubę - pisze i stawia smutną diagnozę: To się nie zmieni, bo system edukacji próbuje dogonić nasz system zdrowia w walce o pierwsze miejsce w kategorii "niewydolność". Wiecie kiedy to być może się zmieni? Kiedy dzieciaki zaczną masowo trafiać na oddziały psychiatryczne, do szpitali zbudowanych przez fundacje, czyli za nasze pieniądze. Tutaj jednak spotkają sie dwa skrajne niewydolne systemy: zdrowia i edukacji: czyli nikt tym dzieciom nie będzie mógł efektywnie pomóc.
Zgadzacie się z nią?