Jeszcze niedawno postać polskiej celebrytki otwarcie przyznającej się do zakupów w lumpeksach była miejską legendą. Na ten przykład przed kilkoma laty Sara Boruc zabłysnęła, narzekając, że możliwość szperania po lumpeksach została jej zwyczajnie odebrana, bo ubranej w używane ciuszki gwieździe Polacy z całą pewnością "zarzuciliby skąpstwo".
Czasy jednak się zmieniają, a ekologiczne rozwiązania stały się nie tylko szalenie potrzebne, ale i zwyczajnie modne. Gwiazdy bez cienia żenady zaczęły chwalić się więc, że dopadły jakiś ciuszek po okazyjnej cenie, co wydaje się o tyle zabawne, że przeciętni obywatele dawno już odkryli, iż nie trzeba wydawać fortuny, ani zapożyczać się u (zadłużonych często zresztą po uszy) projektantów, aby dobrze wyglądać. Truizmy w stylu "w lumpeksach też można się dobrze ubrać" wywołują więc przeważnie jedynie pobłażliwe uśmiechy i raczej nie będą w stanie nikomu "otworzyć oczu" na dobrodziejstwa płynące z omijania szerokim łukiem centrów handlowych.
Do grona zagorzałych propagatorek instytucji polskiego lumpeksu dołączyła niedawno Agnieszka Włodarczyk, która nie tylko postanowiła potwierdzić, że "w lumpie można się modnie ubrać", ale załączyła nawet cennik perełek, które udało jej się znaleźć podczas polowania w jednym z warszawskich sklepów z warszawską odzieżą.
Wśród łupów celebrytki znalazły się między innymi skórzane spodnie za 12 złotych, kurtka w pepitkę za 18, t-shirt za 7.50 i zielony płaszczyk za niecałe dwie dyszki. Agnieszce wygrzebywanie okazji spodobało się tak bardzo, że następnego dnia postanowiła nawet zabrać do lumpeksu mamę.
"Zobaczcie jakie piękne rzeczy. (…) Torebki, buty, paski, okulary, słuchajcie po prostu, jest szał, jest szał. Ja tutaj też zostawiam do sprzedania swoje rzeczy. Proszę bardzo. Zobaczcie, co się dzieje" - zagajała do zapoznania się z asortymentem second-handu.
Myślicie, że Agnieszce uda się przekonać inne gwiazdy, że lumpeksy wcale nie gryzą?