Wbrew złożonej w zeszłym tygodniu obietnicy o wycofaniu się z show biznesu Antek Królikowski nie pozwala o sobie zapomnieć nawet na chwilę. Zamiast popaść w medialny niebyt, gwiazdor woli najwyraźniej (dość nieudolnie) zażegnać postępujący kryzys, w czym ma mu pomóc specjalista od wizerunku.
Szerokim echem odbił się środowy odcinek TVN-owskiego show "Przez Atlantyk", w którym 33-latek zdobył się na szczere wyznanie. Królikowski wyjawił, że od kilku lat cierpi na stwardnienie rozsiane, czyli stale postępującą chorobę układu nerwowego, która może prowadzić do niepełnosprawności. Warto zaznaczyć, że wypowiedź aktora, którą umieszczono w materiale, została nagrana na prośbę samego zainteresowanego i to już po tym, jak mały Vincent przyszedł na świat. Tym samym można wnioskować, że aktor próbował pośrednio usprawiedliwić obcesowe zachowanie, zrzucając je na karb swojej dolegliwości.
Sugestia, że SM mogło wpływać na jego niedawne wyskoki, mocno zbulwersowała opinię publiczną, a w szczególności osoby, które same zmagają się z chorobą neurologiczną. W rozmowie z WP Gwiazdy sekretarz generalna Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego, Dominika Czarnota-Szałkowska, nie kryła swojego wzburzenia "zasłoną dymną" w wykonaniu Antka.
Każdy może zachorować na stwardnienie rozsiane - mówi ekspertka. W mediach pojawiła się informacja, że zdiagnozowano SM u Antoniego Królikowskiego już kilka lat temu. Choć więc z jednej strony rozumiemy, że jest to dla każdego pacjenta trudna sytuacja, z drugiej chcielibyśmy zauważyć, że nie można łączyć choroby z zachowaniami, o których piszą dziś media relacjonujące życie Królikowskiego. Diagnoza i walka ze stwardnieniem rozsianym może wpływać na stan ogólny pacjenta, jego dobrostan fizyczny i psychiczny, ale nie powodować wprost takich zachowań.
Bardzo nie chcielibyśmy, żeby łączyć wprost chorobę z negatywnie ocenianymi społecznie zachowaniami - oceniła, dodając, że Królikowski przynajmniej przyczyni się do uświadamiania społeczeństwa o tym schorzeniu.
Tego samego zdania są osoby specjalizujące się w wizerunku medialnym. Wielu ekspertów wolało nawet nie komentować osobliwej strategii Królikowskiego, sygnalizując w ten sposób, że jego działania są poniżej krytyki. Ci skłonni do udzielenia komentarza nie mieli litości dla skompromitowanego gwiazdora.
W takich sytuacjach bardzo trudno jest odbudować zaufanie. Trzeba na to bardzo długo pracować - komentuje Sylwia Buda, specjalistka w dziedzinie wizerunku medialnego. Nie ma raczej co liczyć na to, że pomogą szybkie sposoby. Zwłaszcza takie, jak informacja o chorobie. Nie chcę oczywiście twierdzić, że Królikowski nie jest chory, rzeczywiście może tak być. Ale to, co zrobił, nie ma przecież nic wspólnego z chorobą, więc co to za tłumaczenie? Poza tym to zdecydowanie nieodpowiedni moment na podawanie takich informacji. Teraz to brzmi raczej jak błaganie o litość: "Jestem taki biedny i chory, nie zasługuję na takie traktowanie, dajcie mi spokój". Nie sądzę, żeby mu to specjalnie pomogło w ratowaniu jego, rzeczywiście, bardzo nadwątlonego dziś wizerunku.
Tonący brzytwy się chwyta?