O Elżbiecie Zapendowskiej w ostatnim czasie znów było głośniej niż zwykle, a to za sprawą konfliktu z Edytą Górniak. Trenerka emisji głosu stwierdziła m.in., że Edi "plecie takie bzdury, że pół świata się śmieje", więc ta nie pozostała jej dłużna i orzekła, że Zapendowska wcale nie nauczyła jej śpiewać...
Wzajemne przytyki Zapendowskiej i Górniak nie zmieniły jednak tego, że trenerka wokalna wciąż jest cenioną w branży specjalistką. Dzięki pracy z głosem Zapendowska może utrzymać się na emeryturze, o czym opowiedziała właśnie w rozmowie z Plotkiem.
Elżbieta Zapendowska przyznała, że kwota, jaką dostaje od państwa, należy do jednej z wyższych, ale nic to nie daje, bo obecnie wszystko i tak zjada inflacja.
Myślę, że jak każdego dotknęła mnie inflacja. Ja mam bardzo wysoką emeryturę. 1300 złotych. Rzeczywiście nie wiem, co robić z kasą - ironizuje Zapendowska.
Trenerka wokalna przyznała, że musi dodatkowo pracować, żeby mieć na życie, dlatego angażuje się w różne warsztaty z pracy głosem. Zapewniła jednak, że w domu kultury nie zarabia z kolei kokosów.
Lekcje u mnie w ogóle nie kosztują, ponieważ ja nie udzielam lekcji. Natomiast mam takie dwie grupy ludzi, z którymi pracuję na co dzień. Uczestniczę w warsztatach, które mają swoje stawki. Uczestniczę w różnych konkursach. Zarabiam poza emeryturą, bo inaczej już by mnie nie było. Może to zaskoczy wszystkich, ale w Domu Kultury dostaję 100 złotych za godzinę. To jest stawka śmieszna - podsumowała.
Zaskoczeni?