Elżbieta Zapendowska od lat uchodzi za najsłynniejszą rodzimą specjalistkę od emisji głosu. Szerszej publiczności dała się poznać za sprawą programu "Idol", gdzie przyszło jej wcielić się w rolę jurorki. Później kontynuowała swoją przygodę z talent shows, zasiadając w jury "Jak oni śpiewają" oraz "Must Be the Music". Ekspertce od śpiewu do dziś zdarza się dzielić swoimi bezkompromisowymi opiniami dotyczącymi współczesnych gwiazd muzyki, nieraz rozkręcając tym samym medialne aferki.
Elżbieta Zapendowska wraca do czasów "Idola". Narzeka na ówczesne zarobki
Ostatnio krytyczka muzyczna zgodziła się udzielić Gazecie Wyborczej obszernego wywiadu, gdzie wróciła pamięcią do początków swojej telewizyjnej kariery, czyli "Idola". Na wstępie 76-latka ostrzegła swojego rozmówcę, że "zupełnie go nie widzi, bo wzrok jej się totalnie pogorszył", po czym przeszła do snucia opowieści, jak wylądowała w polsatowskim programie bez znanego nazwiska i koneksji. Mimo że, jak to sama określiła, pieniądze za pierwszy sezon były "straszne".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pracowałam w teatrze Buffo, potem w Romie, stamtąd mnie ściągnęli - wyjawiła. Miałam wątpliwości, czy się zgodzić. Polsat nie miał u mnie najlepszej reputacji, ale aspekt finansowy przeważył. Chociaż my zarabialiśmy w pierwszej edycji straszne pieniądze. To znaczy małe, w kategoriach żartu. Ale jako że pieniędzy tak czy siak potrzebowałam.
Później rozmowa zeszła na gwiazdy "Idola" i to, jak ich kariery potoczyły się z biegiem lat po zakończeniu show. Zapendowska przyznała, że jej faworytem, który odpadł zdecydowanie za wcześnie, był Tomek Makowiecki, "piękny chłopak, który świetnie śpiewał". Decyzją widzów program zwyciężyła Alicja Janosz, której - zdaniem Elżbiety - kompletnie nie udało się wykorzystać swojego potencjału.
Z początku nie była murowaną faworytką nikogo z nas, ale miała duży temperament, młodziutka iskierka szalejąca po scenie - stwierdziła. Obiektywnie nie odniosła po programie wielkiego sukcesu. To był raczej szereg złych decyzji podjętych w młodym wieku i może trochę pech. Zdecydowanie nie to, że była nijaka albo mało zdolna. Bo nie była. Do dzisiaj zajmuje się muzyką i robi ciekawe rzeczy.
Elżbieta wspomniała też zwycięzcy drugiego sezonu muzycznego show, Krzysztofie Zalewskim, który po wygranej przepadł jak kamień w wodę, by powrócić na estradę piętnaście lat później.
Ale już wtedy widziałam, że ma charakter i talent - oceniła. Któregoś dnia chwilę z nim gadałam. Pamiętam, że miał akurat osiemnastkę i nawet trochę jechał wódą, ale nie przeszkadzało mu to ani w występie, ani w rozmowie. Nawet jeśli po programie przez lata nie nagrał niczego większego, nawet jeśli eksperymentował z życiem i w oczach publiczności zniknął, to jednak douczał się, grał z Heyem. W ostatnich latach w pełni pokazuje to, co w nim dostrzegliśmy.
Specjalistka od emisji głosu nie mogła też nie wspomnieć o najsłynniejszej zwyciężczyni "Idola", czyli Monice Brodce. Od pierwszego wejrzenia Zapendowska nie miała żadnych wątpliwości, że ma przed sobą prawdziwą gwiazdę, która ma przed sobą świetlaną przyszłość w branży muzycznej.
Na castingu głównym w tej jednej edycji był z nami z kolei w jury Maciek Maleńczuk i kiedy Brodka wyszła z sali przesłuchań, powiedział: "Też myślisz, że to będzie nasza zwyciężczyni?". Potwierdziłam. Bywają szesnastoletnie dziewczynki, które są własnymi ciociami, spokojniutko chodzą, spokojniutko biegają i spokojniutko śpiewają. Szesnastoletnia Brodka miała diabła w oczach, znakomita kobietka - dodała.
Tęsknicie za jej obecnością w telewizji?