Sądowa batalia Dody i Emila Haidara toczy się już od wielu lat. Jeszcze w 2015 roku para była w związku i planowali wspólną przyszłość, ale wszystko rozsypało się jak domek z kart. Dwa lata później Haidar pozwał Dodę i jej ówczesnego męża Emila S. za nasłanie na niego czterech mężczyzn, którzy mieli go nakłaniać do wycofania oskarżeń przeciwko ekspartnerce. Twierdził też, że próbowano od niego wymusić milion złotych. Do zdarzenia doszło pod koniec grudnia 2016 roku, gdy były mąż piosenkarki - rzekomo za jej wiedzą - wynajął wspomniane osoby, które pojawiły się w biurze Haidara. Podstawą szantażu miały być kompromitujące go nagrania.
Sprawa Dody i Haidara dobiega końca. Wkrótce zapadnie wyrok
W ostatnich latach Rabczewska i Haidar widywali się wyłącznie na sali sądowej. W marcu 2024 roku w Sądzie Rejonowym Warszawa-Mokotów zapadł wyrok skazujący Dodę, jej byłego męża i pozostałych oskarżonych w sprawie. Ona dostała rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 100 tysięcy złotych grzywny, S. natomiast 9 miesięcy bezwzględnego więzienia, 1,5 roku prac społecznych i taką samą karę finansową. Wyrok nie był prawomocny i obie strony się od niego odwołały.
Zobacz także: URADOWANY Emil Haidar sfotografowany przed i po rozprawie sądowej przeciwko Dodzie i Emilowi S. (ZDJĘCIA)
14 stycznia odbyła się kolejna rozprawa, na której prawnicy obu stron wygłosili mowy końcowe. Doda nie pojawiła się na sali. Prawnik wnosił o uniewinnienie jego klientki i odrzucenie apelacji Emila Haidara, który, według informacji "Faktu", domaga się dla niej 2 lat bezwzględnego więzienia. Jednocześnie prosił o sprawiedliwy wyrok i wskazywał, że ta już i tak poniosła wizerunkowe konsekwencje trwającej od lat sprawy.
Mówię tu o sądzie opinii społecznej, to sąd, którego wyroki są najbardziej brutalne i wydawane według nieistniejących i skodyfikowanych zasad. To sąd, gdzie dziś króluje hejt i fake newsy, informacyjnie niesprawdzone. Problem polega na tym, że opinia społeczna mogła mieć w tej sprawie wpływ na wyrok sądu powszechnego. Czyli wyrok sądu, do którego apelację wniosłem - argumentował. To, że dziś pani Rabczewskiej nie ma w sądzie, to nie dlatego, że was, pań sędzin, nie szanuje. Tylko dlatego, że zwyczajnie nie umie sobie poradzić z atakami mediów. Może trudno w to uwierzyć, ale to jest osoba o kruchej osobowości, nie takiej, na jaką ją w mediach kreują.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mowy końcowe w sprawie Dody i Haidara. Słowa prawników mogą zaskoczyć
Drugi prawnik, który reprezentował jednocześnie Dodę i jej byłego męża, przekonywał, że ta nie wiedziała o szantażu Haidara i nie miała w tym żadnego interesu. Kolejny natomiast twierdzi, że S. mocno przeżywał spór ówczesnej żony z ekspartnerem i zwrócił się o pomoc do znajomego prawnika, jednak nigdy nie zależało mu na siłowym rozwiązaniu ich konfliktu.
Mając intencje rozwiązania sporu, zaufał osobie, która poprzez kaskadowe wynajmowanie innych osób, do wykonania podzlecenia, całkowicie zniekształciła początkowe zlecenie i intencje mojego klienta, dopuszczając się ekscesów, które nie były jego zamiarem. Mój mocodawca został wprowadzony w błąd. W pewnym sensie stał się ofiarą.
Obrońca Emila Haidara ma oczywiście zupełnie inne zdanie. Jego prawnik nie dał wiary takiej argumentacji i przekonywał, że Doda wiedziała o tym, co się dzieje i sama ingerowała w przebieg zdarzeń. Materiał dowodowy, który zgromadzono w sprawie, uznaje natomiast za wystarczająco klarowny.
Oskarżona Rabczewska miała określony cel i motyw tego działania. Słyszeliśmy tu o sądzie opinii publicznej, ale oskarżona od lat ma taki sposób działania, że swoje porachunki załatwia za pomocą prasy i mediów. Do dziś nie mogę uwierzyć w to, że na gorącym uczynku łapana jest szajka, jej zeznania są obciążające i mijają długie miesiące, a osoby te mogą mataczyć w sprawie, nie są zatrzymane. Nie rozumiem, dlaczego główni zleceniodawcy są zatrzymywani na raty. Najpierw jest to Emil S., a dopiero po kilku miesiącach Dorota Rabczewska. Ubolewam nad tym bardzo. Materiał dowodowy zebrany w tej sprawie bez najmniejszych wątpliwości wskazuje, że osoby oskarżone w tej sprawie dopuściły się tych przestępstw. Mówienie tu o jakimś sądzie opinii publicznej jest w ogóle nierzeczowe - cytuje jego słowa "Fakt".
Dziennik relacjonuje, że mowy końcowe prawników obu stron trwały łącznie kilka godzin i jeszcze nie ogłoszono wyroku. Ten zapadnie jednak pod koniec stycznia, bo sprawa jest już na ostatniej prostej.