Tegoroczną Eurowizję tak jak przypuszczano, wygrała Ukraina. Co ciekawe, podczas gdy Polska nagrodziła reprezentantów pogrążonego w wojnie sąsiada aż 12 punktami, ukraińskie jury nie dało Krystianowi Ochmanowi nawet jednego. To wywołało, jak doskonale pamiętamy, falę różnorakich komentarzy...
Zgodnie z zasadami konkursu przyszłorocznymi gospodarzami wydarzenia powinni być ostatni zwycięzcy. Ze względu jednak na to, co dzieje się w Ukrainie, sprawa od początku nie jest tak oczywista. Choć Wołodymyr Zełenski przed kilkoma tygodniami zapewniał, że jego kraj "zrobi wszystko", by impreza odbyła się w Ukrainie, organizatorzy najwyraźniej nie są co do tego przekonani.
Okazuje się, że Europejska Unia Nadawców (EBU) podjęła w tej sprawie stanowczą decyzję. W wydanym właśnie oświadczeniu poinformowano o odebraniu Ukrainie tytułu gospodarza konkursu. Jak można się domyślić, chodzi o kwestie bezpieczeństwa.
Biorąc pod uwagę wojnę trwającą od rosyjskiej inwazji na tegoroczny zwycięski kraj, EBU poświęciła czas na przeprowadzenie pełnej oceny i studium wykonalności z udziałem specjalistów z telewizji UA:PBC i osób trzecich, w tym w kwestiach bezpieczeństwa i ochrony. Po obiektywnej analizie Grupa Referencyjna EBU z głębokim żalem stwierdziła, że w obecnych okolicznościach telewizja ukraińska nie może zagwarantować bezpieczeństwa i zapewnić gwarancji operacyjnych wymaganych od nadawcy do organizacji i produkcji konkursu zgodnie z jego regulaminem - czytamy w komunikacie głównego organizatora Eurowizji.
Następnie EBU wyraża ubolewanie decyzją, do której zmusiła ją sytuacja w Ukrainie:
EBU dziękuje stacji UA:PBC za serdeczną współpracę i zaangażowanie w badanie wszystkich scenariuszy w tygodniach od zwycięstwa zespołu Kalush Orchestra oraz podziela smutek i rozczarowanie, że przyszłoroczny konkurs nie może się odbyć w Ukrainie - pisze, podkreślając: EBU od czasu inwazji wspiera ukraińską telewizję w wielu różnych obszarach. Zapewnimy kontynuację tego wsparcia, aby stacja mogła utrzymać niezbędne usługi, które świadczy dla Ukraińców.
Poinformowano także, że choć nie podjęto jeszcze decyzji, kto zastąpi Ukrainę, rozważa się państwo, którego kandydat zajął w tym roku drugie miejsce. Wtedy byłaby to Wielka Brytania.
Zgodnie z regulaminem i w celu zapewnienia ciągłości wydarzenia, EBU rozpocznie teraz rozmowy z telewizją BBC, jako tegorocznym zdobywcą drugiego miejsca, na temat potencjalnego bycia gospodarzem Eurowizji 2023 w Wielkiej Brytanii - przekazuje organizator wydarzenia.
Nie wiadomo jeszcze, czy Wielka Brytania faktycznie zgodzi się na organizację konkursu. Mówi się, że jeśli by to nastąpiło, Eurowizja odbyłaby się w Glasgow.
Rzecznik OVO Hydro, czyli obiektu wskazywanego jako miejsce imprezy, dementuje jednak, by trwały w tym momencie jakiekolwiek rozmowy na ten temat:
Nie jesteśmy obecnie zaangażowani w żadne dyskusje dotyczące Eurowizji. To czyste spekulacje fanów - zapewnia.
Przypomnijmy, że jeszcze niedawno Ołeksandr Tkaczenko, Minister Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy, zapewniał, że Eurowizja "na sto procent" odbędzie się w zaatakowanym przez Rosję kraju.
Gdzie dokładnie? W odbudowanym Mariupolu czy innym mieście... Myślę, że to będzie jeszcze dyskutowane. (...) Chodzi tylko o to, że nikt nigdy nie organizował Eurowizji w czasie wojny. Szukamy teraz z naszymi kolegami odpowiedzi na najważniejsze warunki postawione przez Unię Nadawców, ale myślę, że podczas naszego dialogu będziemy musieli wyjaśnić, że niektóre warunki trzeba zmienić - mówił w jednym z wywiadów.
Myślicie, że Eurowizja w Wielkiej Brytanii to słuszna decyzja?