Ewa Błaszczyk od lat prowadzi fundację "Akogo", której celem jest pomoc w wybudzaniu ze śpiączki. Aktorka chce pomóc swojej córce Aleksandrze, która 20 lat temu zakrztusiła się tabletką, co spowodowało obrzęk mózgu i w efekcie śpiączkę. Mimo tego Aleksandra Janczarska przeszła szczepienie przeciwko koronawirusowi.
Moja córka też jest zaszczepiona. Mimo że była duża burza mózgów wśród neurologów, bo to nie jest takie oczywiste. Te osoby są bezbronne, bo przebywając w śpiączce, bardzo dużo się dzieje w organizmie. Przede wszystkim odporność takiej osoby jest taka jak przy HIV - powiedziała w rozmowie z "Jastrząb Post".
Błaszczyk robi wszystko, by pomóc swojej córce wrócić do zdrowia. W rozmowie z "Super Expressem" wyznała, jak Aleksandra reaguje na rehabilitację.
Właściwie już wykorzystaliśmy wszystkie możliwości. Ona się oczywiście poprawia, bo cały czas pracujemy ciężko z całym teamem i wykorzystujemy stymulator w przedłużonym rdzeniu tylnego sznura. To co robiliśmy z Japończykami. Ola była najtrudniejszym pacjentem w tej grupie, najbardziej oddalonym od zdarzenia, co zawsze gorzej rokuje - powiedziała Błaszczyk.
Aktorka dodaje, że u wielu innych pacjentów widać było znaczną poprawę i ta metoda ma sens. Jednak w przypadku jej córki wciąż nie dało to oczekiwanych efektów. Błaszczyk wciąż szuka innych metod leczenia dla Oli.
Będziemy szukać w nauce nowych rozwiązań i nowych pomysłów. W tej chwili genetyka i komórka macierzysta neuralna to jest coś takiego, nad czym zaczęliśmy pracę i będziemy szukać grantów po całym świecie - dodała.
To jest takie światełko w tunelu. Na poziomie tego, co jest dostępne w tej chwili, można liczyć na cud. Ale mam z nią kontakt emocjonalny i niewątpliwie ona jest - szczerze wyznała Błaszczyk.
Trzymamy kciuki.
Zobacz także: Ewa Błaszczyk komplementuje Łukasza Szumowskiego: "Jest kimś na miarę ZBIGNIEWA RELIGI"