Ewie Chodakowskiej oddać trzeba jedno: faktycznie, jak żadna inna gwiazda, jest zaangażowana w prowadzenie swoich mediów społecznościowych. Do tego stopnia, że potrafi spędzić godzinę na dyskusji w prywatnych wiadomościach z "niepokorną" fanką i, mimo że prowadzona rozmowa "ją męczy", wymusić na niej przeprosiny i zgodzenie się z tym, że Chodakowska nie może sobie niczego zarzucić. A na koniec, "z troski", wysłać ją na terapię. Przypomnijmy, że to wszystko przez wrzucenie zdjęcia z batonem.
Trenerka najwyraźniej postanowiła też zmienić nieco taktykę i nie blokować już każdej fanki na Instagramie, która odważy się podważyć jej zdanie. Pod ostatnimi postami reklamującymi jej kosmetyki tłumaczy nawet niezadowolonym z jej szamponu klientkom, że na efekty działania produktu muszą poczekać trzy miesiące, by... "zmył on chemię z ich włosów".
Ewa nie usunęła też komentarza, w którym jedna z obserwujących, odnosząc się do naszego tekstu, zapytała o wysyłanie byłej ambasadorki na terapię.
Doradzasz fance terapię, a swoją już odbyłaś? - spytała.
Nie rozumiem.. czy to coś obraźliwego? Zaproponować komuś skorzystanie z pomocy? Sama wybieram się od października na psychologię, pora zgłębić ludzki umysł, przyda się na długie lata pracy - pochwaliła się Chodakowska, najwyraźniej wychodząc z założenia, że pójście na terapię to to samo co podjęcie studiów psychologicznych.
Jak widać Ewa do perfekcji opanowała sztukę odwracania kota ogonem i wszystko wskazuje na to, że faktycznie niczego "nie rozumie". Przypomnijmy rozmowę Chodakowskiej z byłą ambasadorką, w której "motywatorka" sugeruje jej wybranie się do psychoterapeuty po tym, "jak zareagowała" na reprymendę od swojej idolki.
Faktycznie brzmi jak troska o zdrowie psychiczne "zabanowanej" fanki?