Ewa Chodakowska, samozwańcza "trenerka wszystkich Polaków", próbuje modelować nie tylko sylwetki swoich "wyznawczyń", ale też umysły. Według badań HealthWave gwiazda cieszy się równie dużym autorytetem, co… lekarze. Ewa próbuje więc wykorzystać swój potencjał do wprowadzenia pozytywnych zmian w życiu Polaków, przy okazji rywalizując o tytuł najbardziej "wpływowej kobiety Internetu" z Anną Lewandowską.
Zachęcając do zdrowego stylu życia, zdarza jej się przy okazji w dość niewybredny sposób komentować nawyki żywieniowe innych, np. porównując sytuację osób otyłych do samobójców.
Ostatnio Ewa w rozmowie z portalem przeAmbitni znowu wyraziła swoją dezaprobatę wobec nawyków żywieniowych Polaków, opowiadając o męczarniach, które przeżywa w drodze do kina.
„Cierpię, ale okrutnie. Odczuwam ból fizyczny, który towarzyszy mi każdorazowemu przejściu przez całe piętro, kiedy idę na przykład do kina i muszę przebić się przez wszystkie fastfoodowe restauracje. Rzucam niejednokrotnie spojrzenia w tę stronę.”
Fitness guru kontynuuje swój monolog, twierdząc, że nie ma dobrej wymówki dla stołowania się w takich miejscach, ponieważ jest wystarczająca liczba „rozwiązań na każdą kieszeń”.
„Wiem, że żyjemy szybko i nie mamy czasu. Natomiast jeżeli nie mamy świadomości, że nasz posiłek może być najlepszym lekarstwem albo najgorszą trucizną, robimy sobie krzywdę. Wstając rano z łóżka, mówimy sobie: "Dzisiaj się skrzywdzę". Rozwiązań jest na chwilę obecną tak dużo i na każdą kieszeń, że nie mogę tego pochwalać ani szukać wytłumaczenia na to.”
Niestety gorliwa przeciwniczka fast foodów zapomniała chyba o tym, że jej również zdarza się je konsumować… Myślicie, że trenerka ma poważniejsze od innych powody, żeby się „krzywdzić”, czy jednak zabrakło rozwiązań na jej kieszeń?