W ostatnim czasie Ewa Chodakowska nie ma dobrej passy. Zaczęło się od afery z prowadzeniem kont na portalach społecznościowych. Wówczas wyszło na jaw, że facebookowy profil trenerki ma aż 12 administratorów. Wściekła Chodakowska sugerowała nawet, że za ujawnieniem tej informacji może stać jej "bezpośrednia konkurencja".
Następnie na światło dzienne wyszły relacje byłych "ambasadorek" Chodakowskiej, które opowiedziały, jak w zamian za "serduszko i uśmiech na Instagramie" promowały biznes trenerki.
Przypomnijmy: TYLKO NA PUDELKU: "Byłyśmy niewolnicami Ewy Chodakowskiej". Tak trenerka wykorzystuje i manipuluje swoimi fankami
Kilka dni temu wokół Ewy ponownie zawrzało, gdy sieć obiegł mail wysłany przez pracownicę Chodakowskiej do profesjonalnego fotografa, w którym oferuje się mu oznaczenie na Instagramie Ewy w zamian za pracę na urodzinach jej siostrzenicy, Vanessy.
Pod adresem trenerki posypała się krytyka, na co Chodakowska stwierdziła, że "z takiej bzdury robi się aferę na skalę gwałtu". Porównanie bardzo nie spodobało się internautkom, więc Ewa szybko zmieniła treść wpisu i zastąpiła słowo "gwałt" słowem "przestępstwo".
Niestety, mleko się wylało, a rozzłoszczonych fanów nie udało się udobruchać. W efekcie Ewa stwierdziła, że jest ofiarą nagonki.
To jest perfidnie zaplanowana akcja i mocno spersonalizowana! - napisała w jednym z komentarzy.
Gdy emocje opadły, Chodakowska najwyraźniej doszła do wniosku, że taka retoryka nie przysporzy jej sympatii i postanowiła uderzyć się w pierś.
Jak wiesz, całą sobą jestem zaangażowana w akcję #stopprzemocy. Robię wszystko, co mogę, by wspierać ofiary przemocy. Dlatego tym bardziej pragnę przeprosić osoby, które poczuły się dotknięte porównaniem mojej sytuacji do sytuacji ofiary gwałtu. Niestety, jestem tylko człowiekiem... przepraszam - napisała na InstaStories.
Myślcie, że uda jej się naprawić wizerunek?