Przez ostatnie kilka lat Ewie Chodakowskiej udało się zbudować prawdziwe "fit imperium". Dzięki skutecznej promocji i determinacji trenerka błyskawicznie dorobiła się fanek-wyznawczyń. Kilka dni temu ujawniliśmy kulisy tego, jak w rzeczywistości wygląda bycie ambasadorką Chody. Opublikowaliśmy wówczas historie byłych wielbicielek 37-latki, które "za uśmiech i serduszko na Instagramie" od idolki na potęgę reklamowały jej produkty.
Szybko okazało się, że ambasadorki muszą przestrzegać szeregu obostrzeń związanych z promocją marki Ewy, o czym w niewybrednych wiadomościach przypominała im czuwająca nad ich postami idolka. Nierzadko po fakcie dowiadywały się, czego nie powinny robić i jak nie formułować wpisów podpisywanych nazwiskiem trenerki. Choć byłe wielbicielki Chodakowskiej czują się oszukane i wykorzystane, sama zainteresowana ma w tym temacie zgoła inne zdanie. W długim przemówieniu, które zamieściła na instagramowym profilu, oznajmiła, że nie zamierza promować osób, które mają na celu "zaistnienie na jej tablicy", dodając, że "nie uznaje dróg na skróty", w zasadzie zupełnie nie odnosząc się do zarzutów byłych ambasadorek.
W piątkowy wieczór trenerka pokusiła się o kolejne obwieszczenie, tym razem pisemne. Za pośrednictwem Instastories opublikowała obszerny tekst, w którym, w swoim stylu, zwróciła się do obserwatorek w pierwszej osobie:
Pora wyjaśnić projekt "Zostań ambasadorką Ewy Chodakowskiej", bo manipulacje krążące wokół projektu celują nie tylko we mnie, ale także w Ciebie i całą społeczność, którą wspólnie tworzymy - zaczęła, by w dalszej części podkreślić to, jak wiele zrobiła dla swoich posiadających "drastycznie mniejsze" grono odbiorców fanek:
Projekt miał na celu wzajemne promowanie działalności Ambasadorek i mojej. Ambasadorki, wśród swoich odbiorców - których grono jest zazwyczaj drastycznie mniejsze - promowały moją działalność, a w zamian za to ich aktywność była promowana wśród ogromnej społeczności moich fanów - czytamy.
Nadanie im tytułu "Ambasadorek" traktowałam jako ich wyróżnienie spośród prawie 2 milionów fanów - sposób docenienia codziennego wysiłku w "walce" i osiągnięcia wspaniałych efektów - kontynuowała. Nie zakładałam żadnych rozliczeń tych wzajemnych działań promocyjnych, bo były korzystne dla wszystkich - i nadal tak uważam.
Ewa odniosła się także do przytoczonych w historiach byłych ambasadorek zakazów:
Nieprawdą jest, abym zakazywała innych ćwiczeń czy też jedzenia produktów innych firm - chodziło jedynie o oczywisty, jak się wydaje, sprzeciw w stosunku do tego, że ktoś w bezpośrednim sąsiedztwie powoływania się na bycie moją Ambasadorką, promuje także inne produkty/usługi - co prowadziło do podbijania popularności tych produktów moim nazwiskiem - tłumaczy.
37-latka podkreśliła, że zasady bycia jej ambasadorką zostały dokładnie określone w jednym z jej postów, więc każda fanka powinna być z nimi zaznajomiona:
Zasady projektu określiłam w pierwszym poście, opublikowanym na moich profilach na Instagramie i Facebooku 27 czerwca 2019 roku. Wszystko było jasne, nie wprowadzałam później nowych zasad, a wspomniany sprzeciw w stosunku do niektórych działań był oparty czysto na zdrowym rozsądku – nie godzę się na wykorzystywanie swojego wizerunku do promocji bez mojej zgody. Przyłączanie się do moich projektów czy wyzwań jest dobrowolne i nie jest przymusem. Osoba, która się na to decyduje, robi to z własnej, nieprzymuszonej woli.
Podkreśliła również, że sama sobie nie ma nic do zarzucenia:
Wywiązywałam się ze swoich zobowiązań. W czasie trwania projektu uczestniczyłam w treningach dwóch wybranych ambasadorek. Spotkania z Ambasadorkami były planowane na 2020 rok - pierwsze i niestety jedyne, odbędzie się 8 marca w Poznaniu - kończy nostalgicznie Choda.
Pod jednym z postów trenerki pojawił się komentarz zablokowanej internautki:
Wczoraj z mojego konta zapytałam tylko, czy screeny rozmowy były prawdziwe, dziś zostałam zablokowana, a pytanie usunięte. Szok, co? Przynajmniej mam jasność kim jesteś i jak się zachowujesz. Tyle są warte Twoje hasła o uczciwości. Bywaj - pisze zawiedziona fanka.
O dziwo Ewa zrezygnowała z natychmiastowego usunięcia komentarza i zdecydowała się odpowiedzieć. Ujawnienie przez nas prawdy o swoich dyskusyjnych sposobach na darmową reklamę i manipulacje fankami nazwała nagonką, której ma już dosyć:
Czy ja mogę mieć dość tej całej nagonki, czy nie? Trochę mi się ulało… - czytamy.
Przekonały was jej tłumaczenia?