Wciąż nie milkną echa śmierci Krzysztofa Krawczyka. Dzieje się tak za sprawą skonfliktowanych bliskich muzyka. Medialna wymiana zdań toczy się od niemal trzech tygodni pomiędzy żoną artysty, Ewą a Marianem Lichtmanem i Krzysztofem Cwynarem. Spór dotyczy głównie syna gwiazdora - Krzysztofa Krawczyka Juniora, który ze względu na nieciekawą sytuację finansową walczy ponoć obecnie o dach nad głową.
W piątek wdowa po Krawczyku była bohaterką najnowszego odcinka programu TVP Alarm!, w którym między innymi przekonywała o tym, że chce dla syna zmarłego męża jak najlepiej.
Zobacz też: Ewa Krawczyk walczy o prawdę w telewizji: "Krzysztof PŁACZE W NIEBIE, widząc, co się dzieje!"
Ewa opowiedziała również, jak radzi sobie ze stratą ukochanego:
Brakuje mi go cały czas, np. jak idę spać. Nawet z przyzwyczajenia nałożyłam na jego szczoteczkę pastę, bo myślałam, że zaraz przyjdzie i umyje zęby. Brakuje mi go bardzo, dlatego całuję jego zdjęcie, jego rzeczy, śpię w jego koszuli - mówiła w pierwszym wywiadzie po śmierci wokalisty, następnie wspominając moment, gdy Krzysztof przed śmiercią wrócił do domu po kilkutygodniowym pobycie w szpitalu:
W sobotę, jak przyjechał, to jak podbiegłam do karetki, to płakaliśmy i nie mogliśmy się od siebie oderwać. (...) On płakał, ja płakałam. Przyjechał taki biedny...
Kobieta twierdzi, że początkowo piosenkarz czuł się dobrze, jednak po kilku dniach jego stan zaczął się pogarszać:
Był w dobrej formie, może nie w 100 procentach, ale nie było źle. Bardzo cieszył się, że wrócił do domu. (...) - wraca wspomnieniami do wydarzeń sprzed miesiąca i dodaje: Już od poniedziałku było niedobrze...
Ewa przyznaje, że gdy stan męża się pogorszył, nie wiedziała co robić. Nie dopuszczała do siebie jednak myśli o najgorszym:
Nie wiedziałam, na czym polega umieranie... Byłam pewna, że to chwilowy kryzys. Robiłam, co mogłam. On walczył, bardzo walczył, miał nadzieję, że z tego wyjdzie. Bronił się bardzo, widziałam to w jego oczach.
Podczas emocjonalnego wywiadu kobieta wyznała, że pozostawała wówczas w kontakcie z zaprzyjaźnioną lekarką, która krok po kroku tłumaczyła jej przez telefon, co ma robić.
To ona zadecydowała, żebym zadzwoniła po pogotowie, a ona zadzwoni do rodziny. Ja mówię: "A po co do rodziny?, a ona: "Nic nie mów, wykonuj moje polecenia". W tym czasie, kiedy przyjechała rodzina, zaraz przyjechało pogotowie... - wspominała dzień śmierci artysty pogrążona w żałobie żona.
Ewa opisała także, jak wyglądało jej pożegnanie z mężem. W Alarm! 61-latka opowiedziała, że położyła się przy Krzysztofie, próbując z nim porozmawiać.
Położyłam się obok niego i mówiłam: "Krzysiu, powiedz coś do mnie" - tak prosiłam... Wziął rękę, położył mi na policzku, powiedział: "Moja laleczko, kochana". I już oczka pobiegły tam do tyłu gdzieś... Miałam nadzieję, że on jeszcze będzie żył, choć pan z pogotowia nie dawał żadnych szans. Liczyłam na cud... - wyznała zrozpaczona Ewa Krawczyk.
W rozmowie z TVP kobieta odniosła się też do medialnego zamieszania wokół jej osoby, ubolewając, że nie może w spokoju przeżyć żałoby po Krzysztofie, bowiem ludzie zaglądają jej do portfela i krytykują jej poczynania...
Największemu wrogowi nie życzę takiego ataku, jaki spadł na mnie. (...) Niech ludzie się przestaną wtrącać!