Jerzy Bralczyk z pewnością na długo zapamięta wizytę w studiu TVP Info, podczas której, jak zawsze wystąpił w roli eksperta ds. poprawności języka. Podczas programu "100 pytań do" poświęconego właściwemu nazewnictwu zwierząt, postawił sprawę jasno, że określanie ich mianem "osób nieludzkich" jest przykładem niezrozumiałej dla niego nowomowy. Najwięcej zamieszania wywołała jednak jego wypowiedź dotycząca "zdychania" psów. Niestety, nie pomogła mu nawet publiczna deklaracja na temat zamiłowania do czworonogów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ewa Minge wypomina nieczułość Jerzemu Bralczykowi
Wielu znanych posiadaczy psów i kotów stanowczo zareagowało na wypowiedź cenionego językoznawcy, któremu dotychczas udawało się zgrabnie omijać wszelkiego rodzaju skandale. Tym razem jednak uderzył w czuły punkt wielu Polaków. Do chóru oburzonych właścicieli czworonogów dołączyła Ewa Minge.
Znana projektantka przytoczyła historię swojej kotki Felissy Reiny, zwanej potocznie Felką. Mimo jej odejścia przed paroma laty, wciąż nie pogodziła się ze stratą ukochanego zwierzątka.
Umierała na moich rękach, tuliłam i płakałam jak za najbliższym przyjacielem. Kiedy jej serduszko przestało bić, trzymałam ją jeszcze długie godziny w jej ulubionym kocyku w moich ramionach. Spała ze mną, pracowała ze mną, uratowała mi życie. Była najwierniejszym przyjacielem w bólu i płakała, kiedy ja płakałam. Wycierała mi nerwowo łzy swoim pyszczkiem. Była moją największą miłością i pierwszym kotem w życiu. Nie ma jej kilka lat, a ja nadal mam jej zdjęcie na tapecie w telefonie. Umierała, nie zdychała, umierała jak wszystko inne na świecie umiera - podzieliła się trudnymi doświadczeniami, wyraźnie nawiązując do słów Jerzego Bralczyka.
Ewa Minge kontynuowała instagramowy wywód. Nie potępiła otwarcie językoznawcy, lecz zasugerowała, w jaki sposób powinien przedstawić swój tok rozumowania, mając na uwadze wrażliwość wielu odbiorców.
Pomyślałam dzisiaj, że ta nawałnica na profesora Bralczyka jest na wyrost, ale... dorzucam swoje słowo, bo dzięki temu, że wielu z nas nie zgodziło się z profesorem, to może ci, których zwierzęta zdychają z upału, z głodu, z tęsknoty, porzucone i przywiązane do drzewa zrozumieją, że zwierzę umiera jak dziecko. Ludzkie dziecko nieporadne, by samo mogło przeżyć... zwłaszcza wyrzucone w szczelnie zawiązanej reklamówce do wody z towarzyszem kamieniem. Bądźmy ludźmi, których inteligencja emocjonalna rozwija się razem z tą sztuczną. Panie profesorze, może tłumacząc zawiłość i etymologię języka polskiego, warto powiedzieć: "a wiecie ludzie, może macie racje, może i etymologia, i poprawność językowa powinna ewoluować i zwierzęta umierają... często płacząc" - podpowiedziała, kończąc jednocześnie swą kwiecistą wypowiedź.
Myślicie, że profesor Bralczyk weźmie sobie te uwagi do serca?