Kilka dni temu głośno było o akcji Joanny Racewicz, która postanowiła przeciwstawić się negatywnym komentarzom jednej z internautek. Pisała w nich, że "zrobiła sobie krzywdę z twarzą", co skłoniło dziennikarkę do konfrontacji. W efekcie Racewicz zaprosiła hejterkę na kawę, aby ta powiedziała jej prosto w twarz to, co publicznie pisała pod jej postami na Instagramie. Ostatecznie do spotkania nie doszło.
Super - pomyślałam - zaproszę Panią na kawę. Usłyszę wreszcie, jakie ze mnie monstrum. A tu zonk - kawy i prawdy nie będzie - pisała.
Przypomnijmy: Joanna Racewicz zaprosiła hejterkę... na kawę! "Usłyszę wreszcie, jakie ze mnie MONSTRUM"
Pod instagramowym postem Joanny Racewicz pojawiło się wiele komentarzy, w których obserwujący wspierali ją w tej decyzji. Wspomniana akcja okazała się inspiracją dla jednej ze znanych koleżanek dziennikarki. Na podobny krok właśnie zdecydowała się Ewa Minge, która opublikowała na swoim profilu dane kobiety, która wysłała jej hejterską wiadomość.
Ewa Minge wypowiada wojnę hejterce
We wtorek wieczorem na koncie Ewy na Instagramie pojawił się post, w którym Minge zabrała głos na temat przykrych wiadomości, które otrzymuje od internautów. Jednocześnie przytoczyła jedną z nich, w której kobieta ostro zaatakowała wygląd projektantki i utytułowała ją "szm*tą". Minge, słusznie zresztą, nie zamierzała puścić tego mimo uszu.
Joanna Racewicz ostatnio udostępniła swoją "fankę". Myślę, że tak powinniśmy to załatwiać. Bandytów naszego szczęścia, spokoju, morderców dobrych obyczajów, upubliczniać. Dlaczego? Szczerze? Mnie to już nawet nie boli, mam blizny, mam poważniejsze problemy, jak wizja i zdanie tej "pani", ale taka poczwara emocjonalna może komuś słabszemu zniszczyć życie - zaczęła.
Jednocześnie Ewa zwraca uwagę, że statystyki są bezlitosne, a podobne uwagi mogą złamać kogoś, kto nie jest tak zaprawiony w zmaganiach z hejtem, jak osoby publiczne.
Jak to działa? Jaki wpływ ma takie zachowanie na ludzi, którzy borykają się z brakiem samoakceptacji, są niepewni, wycofani, zranieni? Jak wpływa wolność słowa i hejt na nasze życie? Dosadnie napiszę... Ilość nagrobków i wzrost samobójstw wśród nastolatków spowodowanych hejtem wzrosła kilkakrotnie. Hejt stał się pożywką dla frustratów i świetną zabawą dla idiotów - zauważa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ewa Minge ostro o "fance". "Będę zamieszczać takie historie"
W dalszej części posta projektantka zaznacza, że hejterską wiadomość otrzymała w momencie, gdy zmaga się z poważną chorobą. Wprost pisze, że cytowana internautka chciała ją "dobić", ale nie zamierza jej ulegać.
Ta "pani" skontrowała mój stan podczas poważnej choroby. Nie dosyć, że walczę z bólem fizycznym i psychicznym spowodowanym chorobą, że mam po kokardy innych problemów, jak większość z nas w tej trudnej rzeczywistości, to jakaś najpiękniejsza na świecie próbuje mnie dobić. Nie da się mnie dobić, nie z tej strony, ale są tacy, których ten wyrób człekopodobny może trwale skaleczyć. I z tego powodu będę zamieszczać takie historie na moim publicznym profilu - oświadczyła.
Minge wyraża też smutek nad tym, że hejterzy pozostają bezkarni, a ona zamierza się temu przeciwstawić.
I jeżeli ktoś wpadnie na pomysł, że jest to niezgodne z prawem, to napiszę, że prawem moim jest piętnowanie mojego oprawcy, obrona przed złem, zepsuciem i czymś, co dawno powinno być regulowane prawnie. Czy ja się denerwuję? Nie za siebie, ale za to, dokąd zmierza świat, tak. Zmierza na dno, ciągnięty przez hodowców hejtu, którym trochę to wszystko wyrwało się spod kontroli. Byłam potworem, byłam monstrum, a teraz zostałam szma*tą. Ot, jak barwnie - podsumowała.