W sobotni wieczór odbyła się 7. edycja cieszącego się popularnością mordobicia, czyli gala Fame MMA. Choć walki patocelebrytów w oktagonie nie prezentują (delikatnie mówiąc) wysokiego poziomu, to jednak nie przeszkadza to włodarzom w organizacji kolejnych "widowisk" z coraz to większymi nazwiskami. Podczas 7. edycji nie zabrakło kilku bardzo dobrze znanych nam twarzy.
W oktagonie mogliśmy "podziwiać" krew, nokauty, chwyty poniżej pasa, ale także zaskakujące zwroty akcji. Jednym z ciekawszych starć była oczywiście walka kobiet, w której doświadczona już nie tylko melanżami Marta Linkiewicz rozgromiła w pierwszej rundzie debiutującą w MMA tiktokerkę - Martę Rentel, znaną też jako Martirenti.
Walka zakończyła się interwencją sędziego, po czym zwycięstwo powędrowało na ręce Marty Linkiewicz. Tuż po walce okazało się też, że kolejną przeciwniczką pasjonatki autobusowych wojaży będzie ukochana Artura Szpilki, Kamila Wybrańczyk.
Dopiero następnego dnia głos postanowiła zabrać przegrana Martirenti, która na swoim InstaStory zaprezentowała wszystkim zainteresowanym swoją posiniaczoną twarz.
Gorzej czuję się psychicznie niż fizycznie. Jest mi strasznie przykro. Nie mogę mieć do siebie pretensji, dostałam 6 tygodni treningów, nie odwołałam ani jednego treningu. Byłam codziennie na macie, przerobiliśmy wszystko. Tak bardzo się stresowałam, że nie słyszałam trenera, który stał obok. Nie pamiętam tej walki, nie pamiętam, co się tam działo - rozprawiała na temat walki, ledwo powstrzymując łzy.
Co ciekawe, chwilę później, już z nieco większym uśmiechem na twarzy, Rentel pokazała ślady po wbitych paznokciach (?) Marty, sugerując, jakoby sędzia walki miał nie zauważyć niedozwolonych ruchów ze strony Linkiewicz.
Mam wszędzie palce, a mieliśmy spotkanie z sędzią, który mówił, że pięść musi być zamknięta i że nie można bić otwartą ręką, ale chyba tego nie zauważył...
Smutno Wam, że przegrała?