Aleksandra przez dwa lata nosiła soczewki, które całkowicie zakrywały jej oczy. Dziewczynie spodobał się taki wizerunek i postanowiła na stałe zmienić kolor swoich gałek ocznych. Przez pięć lat wahała się i rozważała wykonanie zabiegu. Była nawet gotowa wyjechać w tym celu za granicę, ale znalazła jednak "odpowiedni" salon tatuażu w Warszawie.
Wcześniej przez dwa lata nosiłam soczewki, które całkowicie zakrywały oczy. Stwierdziłam, że to jest coś, z czym dobrze się czuję. Chciałam, żeby te czarne oczy były częścią mnie, dlatego zdecydowałam się na zabieg, który trwale zmieniłby ich kolor. Od pomysłu do wykonania minęło jakieś pięć lat. Studia szukałam przez rok - wyznała podczas rozmowy w "DDTVN".
Studio spełniało wszystkie warunki, a jeden z tatuażystów zdecydował podjąć się wykonania zabiegu. Aleksandra spotkała się z mężczyzną w 2017 r. i już od samego początku wiedziała, że coś jest nie tak. Momentami nie widziała wyraźnie na jedno oko. Niemniej jednak, wykonawca zapewniał o prawidłowym przebiegu tatuowania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aleksandra przez tatuaż oczu straciła wzrok. Teraz musi nosić implant
Niestety w rzeczywistości było inaczej. Aleksandra nie tylko nie odzyskała wzroku we wspomnianym oku, ale również zaczęła gorzej widzieć na drugie. Nie pomogły wizyty u okulistów ani trzy specjalistyczne zabiegi. Obecnie kobieta nosi implant jednego oka, a na drugie praktycznie nie widzi.
Nie przestrzegano mnie, że to jest niebezpieczne. W internecie nie było żadnych informacji na ten temat - powiedziała Aleksandra.
Zapadł prawomocny wyrok w sprawie tatuażysty
Po wnikliwym dochodzeniu wyszło ustalono, że wina leży wyłącznie po stronie tatuażysty. Tusz, którego użyto, nie posiadał atestów. Ponadto podczas wykonywania zabiegu mężczyzna wbił za głęboko igłę , przez co doszło do porażenia nerwów wzrokowych.
Poszkodowana oskarżyła salon, a tatuażyście postawiono zarzuty nieudzielenia pomocy w czasie zabiegu oraz spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. W ubiegłym roku wydano wyrok, według którego pozwany miał zapłacić odszkodowanie w kwocie 150 tysięcy zł i podjąć się 360 godzin prac społecznych. Obrońcy Aleksandry złożyli apelację. Teraz sąd uznał, że kobiecie należy się wyższe odszkodowanie w wysokości 200 tysięcy zł. Wyrok jest prawomocny.