W 2016 roku media rozpisywały się o "fance Popka" Aleksandrze, która zdecydowała się na wytatuowanie gałek ocznych. Niestety już podczas (ryzykownego) zabiegu pojawiły się komplikacje. Z czasem dziewczyna zupełnie straciła widoczność w prawym oku, ma też mocno ograniczoną widoczność w lewej gałce ocznej. Aleksandra Gałuszka postanowiła pozwać niekompetentnego tatuatora, a termin pierwszej rozprawy sądowej przypada już za kilka dni. W rozmowie z reporterem programu Alarm! 26-latka podzieliła się swoją smutną historią.
Poinformowałam tatuatora, że straciłam widoczność w prawym oku, jednak zapewniał mnie, że mam się niczym nie martwić, że wszystko jest okej. Cały czas później przekonywał mnie, że zabieg został wykonany prawidłowo. Kazał robić mi okłady z kory dębu kupionej w aptece, zakrapiać płynem do soczewek oko, przepłukiwać i brać leki przeciwbólowe - wyznała Gałuszka.
Ekspert, który został poproszony o komentarz w sprawie, nie ma wątpliwości, że tatuator popełnił błąd.
Wykonano to w sposób niewłaściwy, dramatycznie uszkadzający jedno oko i istotnie uszkadzający drugie - wyznał w programie prof. Jerzy Szaflik z Centrum Mikrochirurgii Oka w Warszawie.
Gałuszka zapowiada, że nie zamierza odpuszczać i będzie walczyć o odszkodowanie.
Jestem gotowa na to, by walczyć o sprawiedliwość. Obecnie przez pogarszający się stan zdrowotny straciłam pracę, nie mam przez to środków na życie, a moje leczenie jest bardzo kosztowne. I tak naprawdę potrzebne mi są pieniądze i na to leczenie i chociaż na minimum godnego życia - dodała.
Proces sądowy może potrwać nawet kilka lat. Póki co Aleksandra i jej mąż, który cierpi na stwardnienie rozsiane, zorganizowali internetową zbiórkę pieniędzy i liczą na pomoc ludzi.
Myślicie, że Gałuszka doczeka się sprawiedliwości?