Niedługo miną dwa lata, odkąd Kinga Rusin porzuciła pracę w telewizji na rzecz egzotycznych wojaży u boku ukochanego Marka Kujawy. Po długich miesiącach wygrzewania się na rajskiej plaży dziennikarka postanowiła ostatnio powrócić w rodzinne strony i zatrzymać się na moment w swoim warszawskim apartamencie. Czas upłynął "reporterce bez granic" na spotkaniach z dyplomatami i spacerach śródmiejskimi uliczkami z ukochanym pieskiem Czarkiem.
Na tym nie koniec. Jako zdeklarowana koneserka szeroko pojętej sztuki Kinga nie potrafiła sobie odmówić wizyty w Operze Narodowej. 51-latka udała się na premierę baletu "Dracula", specjalnie na tę okazję strojąc się w elegancką bluzkę z koronkowym wykończeniem oraz białą, dwurzędową marynarkę.
Wizyta dziennikarki nie potrwała jednak zbyt długo i początek maja celebrytka przywitała już w Kostaryce. O ile Rusin jest na ogół bardzo aktywna w mediach społecznościowych, celebrytka stara się rozważnie dozować publikowanie treści na swój temat. W piątek biznesmenka zrobiła mały wyjątek i zaprezentowała internautom, jak z zewnątrz prezentuje się zamieszkiwana przez nią posiadłość. Przy okazji zawzięta komentatorka otaczającej ją rzeczywistości złożyła obietnicę, że będzie częściej wracała na Instagrama i "do tego wszystkiego, co uważa za ważne i godne uwagi".
Zniknęłam na chwilę... - napisała. Po tak długiej nieobecności spadło na mnie mnóstwo prywatnych i służbowych spraw, którym musiałam się poświęcić. Ale powoli wracam. I do waszych wiadomości (przepraszam za milczenie) i do tego wszystkiego, co uważam za ważne i godne uwagi.
Okazuje się, że na tyłach majestatycznej willi Rusin znajduje się zapierający dech w piersiach sad. Kinia nie omieszkała pochwalić się rosnącymi w nim drzewkami cytrynowymi i pomarańczowymi.
Już nawet mamy za sobą pierwsze zbiory z naszego sadu - zdradziła. No i jeszcze w międzyczasie doprowadziłam do porządku dom po zimie.
Tak wygląda prawdziwe "la dolce vita"?