Filip Chajzer przeżywa ostatnio niezwykle burzliwy czas. Niedawno wydawało się, że jego związek z narzeczoną Julią to już przeszłość, ale wygląda na to, że para postanowiła dać sobie jeszcze jedną szansę. O uczucie zapragnęli zawalczyć na wycieczce Miami, ale plany pokrzyżowały im... procedury. Kilka dni temu informowaliśmy bowiem, że w środę Filip i jego była (?) narzeczona Julia pojawili się na warszawskim lotnisku, skąd mieli lecieć do Miami. Niestety na miejscu okazało się, że pomimo posiadania biletu w biznesklasie, ich podróż nie doszła do skutku.
Filip Chajzer nie poleciał do Miami
Para nie dopełniła wszystkich wymaganych formalności związanych z pobytem w Stanach Zjednoczonych. Po kilku nerwowych telefonach przy okienku dla VIP-ów okazało się, że samolot do USA poleciał bez nich. Teraz Filip na swoim Instagramie postanowił podzielić się historią z podróży i wyjaśnić, dlaczego obecnie przebywa w Chicago, a nie w "typowym amerykańskim barze w Miami".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Filip Chajzer jednak w USA
Prowadzący "Dzień dobry TVN" opublikował na swoim Instagramie zdjęcie z portu lotniczego Chicago-O'Hare i poinformował, że teraz powinien przebywać już w Miami...
Typowy Amerykański bar. Jestem w Chicago, chociaż o tej porze powinienem siedzieć już w typowym amerykańskim barze w Miami i przygotowywać się do panelu na kongresie. Nie ma tego złego - wtrącasz coś po polsku przy zamówieniu i nagle okazuje się, że ta świetna, przebojowa amerykanka mówi perfekcyjnym polskim: "Dobra, Filip zacznij już gadać po naszemu" - zaczął swój wpis w "zabawny" sposób.
Po chwili Filip wyjaśnił, że obsługująca go barmanka to Polka, która od 1986 roku mieszka w Chicago.
To Dorota z Krakowa. W Chicago od 1986 roku. Miałem wtedy dwa lata i dziś znowu poczułem się jak dziecko, kiedy po całym dniu stresu i rozminięciu destynacji o 2188 mil ta dobra dusza dała tyle dobrej energii - żalił się na Instagramie.
Przy okazji Chajzer wyjaśnił, dlaczego "rozminął się z destynacją" i musiał lecieć do Chicago zamiast do Miami. Okazało się, że problemem okazało się wyrobienie ESTA, czyli wniosku umożliwiającego podróżowanie do Stanów Zjednoczonych w "programie bezwizowym".
WAŻNE! Podróże kształcą - ESTA, brzmi jak ESSA, ale jak za późno Ci ją wyrobią to nie lecisz do USA i nie jest ESSA - tłumaczył.
Cenna lekcja?