Sytuacja osobista Britney Spears należy do jednych z najbardziej skomplikowanych w branży. Piosenkarka działa w show biznesie już ponad dwóch dekad i odnosi niemałe sukcesy, jednak sporą część tego czasu spędziła pod kuratelą ojca. Z racji tego, że Jamie Spears ma status jej "opiekuna", artystka nie może sama decydować o sobie ani rozporządzać własnym majątkiem.
Z miesiąca na miesiąc popularność zyskuje ruch #FreeBritney, który zakłada uwolnienie Britney Spears spod "opiekuńczych skrzydeł" ojca po 13 latach kurateli. Spora część fanów wierzy, że piosenkarka daje im znaki poprzez posty na Instagramie i de facto stała się więźniem we własnym domu. Nic zatem dziwnego, że w medialnej wrzawie nowy dokument autorstwa dziennikarzy The New York Times wzbudził ogromne zainteresowanie.
Przypomnijmy: Powstał dokument o ruchu #FreeBritney i walce Britney Spears z kuratorskim nadzorem ojca
W ramach dokumentu Framing Britney Spears przeprowadzono wywiady z wieloletnimi współpracownikami piosenkarki, osobami z jej otoczenia oraz ekspertami w zakresie regulacji prawnych. Dzięki ich słowom widzowie mają okazję spojrzeć na losy i karierę Britney z zupełnie innej perspektywy. Co najważniejsze, na proces tworzenia dokumentu nie mieli wpływu ojciec ani team artystki, co pozwoliło uniknąć potencjalnych oskarżeń o cenzurę.
Niemal od początku dowiadujemy się, że Jamie Spears nie był szczególnie zaangażowany w życie i pierwsze kroki swojej córki w show biznesie. Potwierdzają to jej była asystentka i przyjaciółka Felicia Culotta oraz Kim Kaiman z Jive Records, których słowa nie pozostawiają wątpliwości co do rażącego oportunizmu Jamiego. Zgodnie z ich wypowiedziami to matka Britney, Lynne, dbała o to, aby Britney rozwijała swoje zdolności.
Dowiadujemy się też, że to właśnie Lynne zgłosiła się do Culotty o pomoc, gdy kariera Britney nabierała tempa. Podczas gdy matka starała się zapewnić jej jak najlepszy start, Jamie martwił się głównie o koszta. Biznes mężczyzny w pewnym momencie upadł, a on sam ogłosił bankructwo. Słowa Kim Kaiman wskazują na to, że ojciec Britney od początku marzył o wielkich zyskach z jej kariery i to jeszcze zanim piosenkarka wydała swój debiutancki album.
Jej matka robiła wszystko, dla siebie i rodziny, aby Britney została gwiazdą. Lynne wspierała córkę od początku. Chcę to mocno podkreślić, bo nigdy nie miałam okazji rozmawiać z jej ojcem. Jedyna rzecz, którą od niego kiedykolwiek usłyszałam, to "moja córka kiedyś będzie tak bogata, że kupi mi łódź". To wszystko, co mogę o nim powiedzieć - skwitowała gorzko.
Mimo tego sąd ustanowił go tymczasowym kuratorem piosenkarki po tym, jak ogoliła głowę w przypadkowym salonie fryzjerskim, zaatakowała samochód paparazzo parasolką i uciekała przed reporterami z dzieckiem na kolanach. Moment, w którym Britney straciła prawa do opieki nad synami, to właśnie ten, gdy do akcji wkroczył Jamie. Wkrótce decyzją sądu stał się on stałym "opiekunem" gwiazdy, a tym samym jej majątku.
Warto jednak pamiętać, że Britney nie chce, aby to Jamie zajmował się jej finansami. Miała nawet odmówić występów na scenie i nagrywania nowej muzyki do momentu, gdy ojciec usunie się ze stanowiska. Potwierdza to prawnik Adam Streisand, który zdradza, że jeszcze przed decyzją sądu piosenkarka zastrzegała, że nie chce, aby to on rozporządzał jej pieniędzmi. Jej prośba niestety nie została wysłuchana...
Dostałem telefon od jej prawników i zapytano mnie, czy zechciałbym z nią porozmawiać, bo, wiadomo, cały świat wiedział, że ojciec chce być jej kuratorem. Spotkałem się z nią i była świadoma tego, co się działo. "Wiem, o co chodzi. Wiem, że nie obronię się przed tą kuratelą", mówiła. "Nie chcę, żeby to ojciec był moim kuratorem", to była z kolei jej jedyna prośba. Chciała, żeby zajął się nią ktoś profesjonalny i niezależny - dowiadujemy się.
Co ciekawe, w dokumencie zasugerowano, że "publiczne załamanie nerwowe" gwiazdy mogło być depresją poporodową, w co wierzyła jej matka. Taką wzmiankę odnotowano w dokumentach sądowych, gdy Britney rozwodziła się z Kevinem Federlinem w 2006 roku. Niestety kolejne doniesienia mediów o jej stanie i zdjęcia z golenia głowy i rzucania się z parasolką na samochód nie pomogły w walce Britney o opiekę nad synami.
W dokumencie sporo uwagi poświęcono też kwestii rzekomej bierności Britney w podejmowaniu decyzji związanych ze swoją karierą. Zaprzecza temu Kevin Tanchareon, jej były współpracownik i tancerz, który zapewnia, że przed ustanowieniem kurateli to ona podejmowała większość decyzji. Twierdzi też, że miała świeże i kreatywne podejście do pracy i "to ona była szefową".
Prezentowaliśmy jej różne pomysły i musiała faktycznie być z nich zadowolona. Była bardzo kreatywna i doskonale wiedziała, czego chciała. Jeżeli miała inny pomysł, po prostu go realizowaliśmy - wspomina.
Niestety jej pomysły nie zawsze spotykały się z uznaniem. Szybko pojawiły się bowiem głosy, że Britney jest zbyt "wyzwolona" i ma negatywny wpływ na młodych ludzi. Dawano jej to do zrozumienia w prasie i podczas wywiadów, których fragmenty pojawiły się w filmie. Jednocześnie Britney regularnie padała ofiarą seksizmu w branży i bez skrępowania pytano o jej dziewictwo czy biust. Rzecz w tym, że podobnych morałów nie prawiono znanym mężczyznom, co podkreślają dziś fani i krytycy.
Nie jestem od tego, aby wychowywać wasze dzieci - powiedziała wyraźnie podłamana Britney podczas jednego z wywiadów.
W ten sposób płynnie zahaczono o temat Justina Timberlake'a i jego pamiętnego rozstania z piosenkarką. Medialną krytyką oraz oskarżeniami o rzekomą zdradę obarczono właśnie Britney i to mimo tego, że to były członek NSYNC udzielał wywiadów, w których chwalił się, że ją "zaliczył", a nawet nagrał na jej temat piosenkę. Z perspektywy czasu eksperci podkreślają, że Britney spotkała się wręcz z publicznym linczem, a Justin nigdy nie poniósł konsekwencji.
Justin, celowo czy nie, zasugerował, że to ona jego zdradziła - zauważa Dave Holmes, były pracownik MTV.
Sposób, w jaki publika się z nią obeszła, przypomina zachowanie nastolatków ze szkoły średniej. Stała się "szkolną k*rwą", a on szkolnym podrywaczem. To on potem uczynił amunicję z muzyki i użył swojego singla do oczernienia jej w oczach świata - wspomina Wesley Morris, pisarz.
Kolejną sprawą był sposób, w jaki media obeszły się z Britney podczas jej trudnych momentów. Nie ma wątpliwości, że paparazzi i świat kolorowych gazet wyglądał jeszcze kilkanaście lat temu zupełnie inaczej. Reporterzy niekiedy nawet blokowali samochody gwiazd i nachodzili celebrytów dzień w dzień na ulicy. Nie inaczej było w przypadku Britney, którą nagrano nawet gdy płakała na chodniku pod bramą swojej posiadłości.
Problemy Britney stały się w pewnym momencie stałą ozdobą bulwarowej prasy. Jak zauważono w dokumencie, media i czytelnicy kolorowych gazet nie przejmowali się tym, jak czuła się wtedy gwiazda i po prostu "dobrze się bawili, oglądając jej upadek". Zdjęcia piosenkarki z tego okresu wyceniano nawet na setki tysięcy dolarów. Zgodnie jednak stwierdzono, że dziś taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia.
Co ciekawe, na udzielenie komentarza zgodził się nawet Daniel Ramos, fotoreporter, którego samochód Britney zaatakowała parasolem. Jak sam twierdzi, chciał się jedynie dowiedzieć, jak się czuje piosenkarka i nie chciał jej wchodzić w drogę. Jednocześnie jednak cały czas robił jej zdjęcia, podczas gdy Britney siedziała w samochodzie w kapturze. Dziś Ramos twierdzi, że gdyby otrzymał jasny sygnał, że ma ją zostawić i nigdy więcej jej nie nadchodzić, to zrobiłby to.
Nie sądzę i nie wierzę w to, że to paparazzi są winni temu, co ją spotkało. Pracowałem przy niej przez wiele lat i nigdy nie dała mi do zrozumienia, że nami gardzi i chce, żebyśmy ją zostawili w spokoju. (...) Bywało, że o tym mówiła, ale myśleliśmy, że chodzi o dany dzień, a nie, żeby zostawić ją w spokoju już na zawsze - zapierał się.
Pozytywnym aspektem dokumentu stały z kolei zapewnienia Felicii Culotty o tym, że "Britney kiedyś na pewno powie, jaka jest prawda". Jak sama twierdzi, mocno wierzy w to, że prawda się obroni, a gwiazda zerwie zmowę milczenia i opowie światu swoją historię. Niestety nie wiemy, czy będzie ona częścią tej prawdy, bo od czasu ustanowienia Jamiego kuratorem Felicia była stopniowo odsuwana z wąskiego grona ich współpracowników.
Ja wiem, że tak będzie. Na pewno przyjdzie moment, gdy będzie w stanie usiąść i wszystkie części tej układanki w końcu będą do siebie pasować - zapewniła z lekkim uśmiechem na ustach.
Dokument na temat Britney, zgodnie z oczekiwaniami, stał się gorącym tematem w mediach społecznościowych. Warto jednak wspomnieć, że w procesie jego powstawania nie wzięła udział rodzina piosenkarki ani ona sama. Wiadomo jedynie, że Jamie, Lynne i rodzeństwo artystki odmówili. Zaznaczono jednak, że nie jest nawet jasne, czy sama Britney faktycznie otrzymała zaproszenie dziennikarzy do rozmowy.
Jedynym "komentarzem" do filmu ze strony teamu piosenkarki jest wypowiedź Sama Asghariego, jej chłopaka, który w bardzo ogólny sposób odniósł się do tego, co dzieje się w ostatnich dniach w mediach społecznościowych. Nie pada w nim oczywiście ani nazwa filmu, ani nawet słowo "dokument", a Sam odniósł się głównie do wsparcia, jakim obdarzono jego i Britney.
Zawsze chciałem dla nas tego, co najlepsze i będę wspierał Britney w realizacji jej marzeń i tworzeniu naszej wspólnej przyszłości, na którą zasługuje i której pragnie. Jestem bardzo wdzięczny za miłość i wsparcie, które otrzymuję od fanów z całego świata i niecierpliwie czekam, co przyniesie przyszłość - czytamy na łamach magazynu People.
Myślicie, że kiedyś faktycznie dowiemy się prawdy?